niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział I


-Idziemy Bello?- spytała mnie szatynka o imieniu Claire.
Właśnie razem z Claire Grey i Vanessą Stark, małą blondyneczką, a zarazem moimi najbliższymi osobami, spędzamy nasze ostatni dni ‘’wolności’’ w Akademii Nocy. Dokładniej mówiąc, przeprowadzamy się tam. W tym roku, niestety, musiałyśmy się tam przenieść, ponieważ jest to nasz ostatni rok w szkole i jak to królowa powiedziała ,,…tegoroczna nauka będzie dużo poważniejsza niż wcześniejsze lata w tej Akademii, dlatego przeprowadzicie się tu na stałe, żeby mieć więcej czasu na naukę…’’. Te słowa nas nieco załamy. Nie tego sie spodziewałyśmy. W poprzednich latach nie było czegoś takiego. No cóż, trudno. Musiałyśmy się wziąć w garść.
-Dobra chodźcie, bo dużo tych bagaży. Nie damy rady tego wszystkiego dzisiaj wypakować, jeżeli będziemy się tak guzdrać.-stwierdziłam.
-Zawsze służę pomocą.
Podskoczyłam na dźwięk tych słów, które były wypowiadane przez wampira. Znałam go bardzo dobrze, ale jego słowa zawsze działały na mnie tajemniczo.
Odwróciłam głowę i ujrzałam Edwarda Cullena, we własnej osobie. Stał tuż za mną, z uśmiechem na twarzy.
-Nie wnikam co tutaj robisz…- spojrzałam na dziewczyny porozumiewawczo-… ale przyjmiemy twoją pomoc.
Urwałam na moment, aby się upewnić, że Emmett - brat Edwarda też na nas czeka. Nie pomyliłam się. Właśnie wychodził z samochodu, majchając do mnie entuzjastycznie ręką.
-No tak, Emmett też tutaj jest, czyli będzie zabawnie- dodałam.
W odpowiedzi dostałam uśmiech, a od dziewczyn wybuch śmiechu, ponieważ gdy wypowiadałam tych kilka słów, mówiłam to z taką bezradnością, że naprawdę widząc mnie, trudno było się nie śmiać.
Edward odebrał od nas walizki. W tym wszystkim znalazłam jeden plus. Dziewczyny nie zaciągną mnie do sklepu po nowe ubrania ,,niezbędnę do użytkowania w Akademii", jakby to stwierdziła Van.
Wsiadłyśmy do samochodu i odjechaliśmy nowiuteńkim srebrnym volvo.
No tak, jednak się pomyliłam i entuzjazm dziewczyn pojawił się w chwili, gdy zamiast skręcić do naszej szkoły pojechaliśmy w stronę centrum handlowego. W ten oto sposób okazało się, iż nie obędzie się bez wstąpienia do galerii handolwej. Nie poszłam z nimi. Dziewczyny prawie się zabiły na wyścigu o to, która pierwsza wbiegnie do sklepu. Edward i Emmet, który już na nas czekał na parkingu, poszli z nimi, w roli ,,pomocników do noszenia toreb z zakupami", co oznaczało, że siedziałam sama jak palec. W dodatku, po godzinie czekania, zaczęło burczeć mi w brzuchu. Niestety, uniemożliwiono mi wyjście z auta. Edward mnie w nim zamknął. No cóż, mówi się trudno.

***

Wjeżdżając do Akademii Nocy, znów ujrzałam budynek, który z zewnątrz wyglądał jak zabytkowy zamek.
Spoglądając od czasu do czasu, na równo przystrzyżony trawnik lub ogród pełen różnobarwnych kwiatów, przypomniały mi się czasy, kiedy poznałam rodzinę Cullenów. Mimo, iż fizycznie byli słabo rozwinięci, psychicznie rozwijali się szybciej, niż inni. Jednak nic nie przeszkodziło nam w zaprzyjaźnieniu się.
Zaparkowaliśmy w specjalnym garażu, przeznaczonym tylko dla uczniów szkoły.
Dwaj bracia zabrali nasze walizki i zakupy dziewczyn, a my bez niczego od razu udałyśmy się do sekretariatu po odbiór kluczy do pomieszczeń, w których będziemy mieszkać.
Akademia w środku wyglądała zupełnie inaczej, niż na zewnątrz. Cały budynek był wyremontowany, pełen najnowoczyśniejszych maszyn.
Za ogromnym biurkiem, na którym walały się sterty papierów, siedziała o różowo-zielono-niebieskich włosach pani Cooper. Nazywamy ją pingwinem, ponieważ jest nieco pulchna i porusza się jak ten słodki ptaszek.
Przerwała swoją lekturę i spod tych swoich żółtych okularów spojrzała na nas.
-Witajcie moje drogi dzieci - uśmiechnęła się do nas pogodnie -Proszę, oto wasze klucze. Breloczki przy nich, otworzą wam wielkie drzwi wejściowe do waszego piętra, na którym znajdują się pokoje.
Wręczyła każdej z nas kluczyk. Grzecznie pożegnałyśmy się z sekretarką i wyszłyśmy.
Na piętro pojechałyśmy windą, w której bałam się czegokolwiek dotykać, aby niczego nie uszkodzić. Nasze pokoje znajdowały się na 6 piętrze, czyli ostatnim.
Swoimi breloczkami odblokowaliśmy wielkie, błękitne drzwi. Każdy bez słowa zaczął poszukiwać swojego pokoju. Ja nie miałam większego problemu z znalezieniem swojego. Przekręciłam klucz i powoli otworzyłam drzwi. Zrobiłam krok i rozejrzałam się dookoła.
Na środku wielkiego pokoju stała kanapa, tuż przed nią mały stoliczek, a na ścianie wisał telewizror.
Zaraz po lewej stronie stały wielkie półki na książki, płyty i różne inne rzeczy.
Zorientowałam się, że znajduje się w salonie, który jest połączony z kuchnią, która była bardzo dobrze wyposażona.
Po prawej stronie telewizora, znajdowały się dwie pary drzwi.
Jedne, prowadziły do łazienki niewielkich rozmiarów, która była równie dobrze wyposażonej, jak kuchnia. Ogromne lustro, prysznic z milionem różnych funkcji, umywalka, toaleta, malutka pralka i kilka małych szafeczek. Wszysytko w odcieniach bieli i beżu. Wyglądało to bardzo elegancko.
Natomiast drugie drzwi, prowadziły do małego pokoiku, w którym znajdowało się jednoosobowe łóżko, szafa na ubrania i biurko z nowoczesną żółtą lampką i laptopem.
Na prawie każdej ścianie w pokoju i salonie znajdowały się obrazy i ramki, które miały zostać uzupełnione przeze mnie własnymi zdjęciami.
Z salonu jeszcze można było wyjść na balkon. Nie był on jakiś duży, ale widok z niego był niesamowity, ponieważ było widać Cannox, miasto w którym mieszkaliśmy. Teraz cudownie było je widać. Jestem przekonana, że nocą będzie wyglądać jeszcze piękniej, oświetlone milionem latarnii.
Nie usłyszałam, kiedy Edward wszedł, ale właśnie stał w progu z moją walizką.
-I jak się podoba?- spytał, wchodząc do pokoju i odstawiając moją torbę obok sofy.
-Nie jest tak źle. Bardzo nowocześnie. -odparłam.
-No tak.
Usiadł, a właściwie rozsiadł się na kanapie. Jak widać szybko przyzwyczaił sie do nowego otoczenia. Fakt, jest wampirem, ale to nie zmienia faktu, że mi musi dać czas.
Westchnęłam i usiadłam obok niego, opierając głowę na jego ramieniu. Mój wzrok i mózg, właśnie przyzwyczajały się do nowego miejsca, w którym spędzę prawie cały rok. Skoro więc, muszę spędzić tutaj semestr, to pasowałoby wypakować rzeczy z walizki. Podniosłam się, a Edward złapał mnie za rękę.
-Gdzie uciekasz?
-Ktoś musi to rozpakować.- przypomniałam mu, wskazując na leżącą nieopodal torbę.
-Obiecałem, że pomogę, więc ty sobie siedź, a ja zaraz to rozpakuje- jego entuzjazm i zapał jakoś mi się teraz nie udzielał -Tylko powiedz mi gdzie. - dodał, otwierając walizkę.
-Po pierwsze - nachyliłam się nad nim -Powiedziałeś, że służysz pomocą, po drugie, ja z twojej pomocy nie skorzystam, po trzecie dam sobie sama rade. -po mojej, jakże wyczerpującej wypowiedzi odsunęłam się od chłopaka, który już szykował się na odparcie ‘’ataku’’.
-I tak nie masz nic do gadania. -z mojej miny wywnioskował, że raczej mnie to nie przekonało -Zawołam Van.- zaszantażował mnie -A ona wtedy zrobi z twoimi ciuchami, co będzie chciała i dobrze wiesz, że jej w tym nie przeszkodzisz. -dodał z chytrym uśmieszkiem.
-No dobra, ale to na serio ostatni raz ma być. - odparłam, przegrywając tą batalię.
Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech. Wskazałam mu szafę, do której ma wkładać moje ubrania. Fakt, byłam trochę zła na siebie i na Edwarda.
Na siebie za to, że po raz kolejny dałam się namówić, a na niego, że mnie namówił, mimo iż prosiłam go, aby tego więcej nie robił.
Jak widać nasze kłótnie i moje prośby do niego nie przemówiły. Tak wiele razy przypominałam mu, że to, iż jestem człowiekiem nie zwalnia mnie z wykonywania swoich obowiązków. No cóż, obiecują, że to na prawdę był ostatni raz.
Zbytnio nie interesowało mnie to, jak układał moje rzeczy i jak sprytnie i szybko to robił.
Poszłam do kuchni obejrzeć zapasy w lodówce. Nie zawiodłam się, ponieważ lodówka była wypchana wszystkim, co tylko dusza zapragnie.
Nalałam sobie soku pomarańczowego, mimo iż skręcało mi kiszki. Jednak jakoś nie potrafiłam niczego więcej przełknąć. Edwardowi zaproponowałam stos kanapek. Był on wampirem i oczywiście pił krew, ale zwierzęcą, którą dostarczała Akademia. Chyba mają gdzieś tutaj zoo i zwierzęta są dostarczane do szkoły, ale wampirom nie wolno wypić całej krwi z tych biednych stworzeń. Mają do dyspozycji tylko kilka zwierzaków, z których opróżniają tylko częściowo krew i pozwalają im dalej żyć. Wampiry mogą też jeść ludzkie jedzenie, które dodaje dużo sił, ale muszą zjeść porcje kilkakrotnie większe niż dla normalnego człowieka. No i najważniejsze -  krew jest o wiele pyszniejsza. Ludzkie jedzenia nie smakuje tak jak krew, co chyba jest oczywiste.
Chłopak od razu pochłonął swoją porcję, po czym ekspresowo skończył wykonywaną pracę.
-Byłeś już u reszty w domu?- spytałam.
-Nie.-pokręcił głową- Ale możemy teraz do nich iść. Chodź.- kiwnął głową w stronę wyjścia.
Przepuścił mnie w drzwiach, co oczywiście, było u niego normą, chociaż mówiłam mu, że nie musi przy mnie być takim dżentelmenem. Jak ten, jak zwykle mnie zignorował.
Nasze pokoje, tak jak wspomniałam, znajdowały się obok siebie. Pokój Emmetta miał numer 70, a Edwarda 71. Pokoje moich dwóch przyjaciółek znajdowały się po drugiej stronie moich drzwi noszące numery: 67 i 68, mój pokój nosił numer 69…przypdek? Nie sądzę. Każdy pokój był taki sam, niczym się nie różnił, więc nie było czego oglądać.
Szybko przejrzałam pokoje wszystkich, nawet Edwarda i wysłuchałam jakie to maja plany wobec swojego mieszkanka, co zmienią, co dokupią i różne takie.
Obecnie znajdowałam się u Edwarda, gdzie przesłuchiwaliśmy jakąś muzykę, którą Edward niedawno zakupił. Po jakiś 15 piosenkach trochę mi się znudziło.
-Idę się przejść po Akademii Nocy, zobaczyć co tutaj się pozmieniało, wiesz tak rozejrzeć się. - powiedziałam, stojąc przy wyjściu
-Idę z Tobą. - odparł, podnosząc się z kanapy.

***

Znajdowałam się w bibliotece, bardzo dobrze zaopatrzonej i ogromnej.
Stało tam mnóstwo regałów, a na nich książek. Z pewnością każdy znalazłby tu coś dla siebie.
Było to akurat ostatnie miejsce do którego dotarłam, ponieważ znajdowało się na samym końcu korytarza. Moje oględziny tego budynku polegały na szybkim zerknięciu do każdego pomieszczenia. Co mnie zaciekawiło, to właśnie ta biblioteka. Czytelnia, gdzie znajdowały się bardzo wygodne fotele, sala do ćwiczeń i chyba nic więcej. No chyba, że nowo wyremontowana stołówka, na która uczniowie obowiązkowo będą chodzić w przerwie na lunch między lekcjami jest czymś wartym uwagi. Odkryłam tez małe przejście na dach, na który z pewnością będę często wchodziła.
-Dobra wracamy?- spytałam -Bo już się późno robi, a nie zapominaj, że ja potrzebuję snu.
-I tak nie zaśniesz. - stwierdził.
-Skąd takie przypuszczenia? To, że w domu nie zasypiałam to nie oznacza, że tutaj nie zasnę. Może tutaj lepiej mi się będzie spało?- zasugerowałam.
Kochałam się z nim tak przekomażać, nie wiem co w tym było fajnego, ale mi się podobało.
-Oj, no dobra.- zaśmiał się. -Chodź tu do mnie, moja mała dziewczynko.
-Ej.
Wychodząc z biblioteki spotkaliśmy naszą nową królową, a dokładnie naszą rówieśniczkę - Emily Collins, która w tym roku objęła rządy, po tym jak jej matka abdykowała. Jej córeczka wprowadziła do szkoły zmiany i teraz może robić co chce, a my musimy się podporządkować.
Panna Collins jest ładną, a nawet śliczną dziewczyną. I jak to na rodzinę królewską przystało, blond włosy, szczupła talia, cudowna buźka. Czyli wszystko, o czym niektórzy mogą pomarzyć.
Ujrzawszy Edwarda, oczywiście się rozpromieniła, bo od dosyć dawno temu, uświadomiła sobie, że Edward jest dobrym kandydatem na męża. Oczywiście ona nie wie, że kasztanowłosy ma dar czytania w myślach i z tego powodu chłopak czasami naprawdę nie może wytrzymać ze śmiechu. Teraz zauważyłam, że kąciki jego ust lekko uniosły się w górę.
Gdybyśmy byli od niej młodsi, musielibyśmy, jak to na poddanych przystało, kłaniać jej się w pas i takie tam. Jednak Emily wprowadziła nową zasadę i jako jej rówieśnicy możemy witać się z nią, tak jak z każdym innym.
Przeszliśmy obok niej. Na mój widok nieco jej mina zrzedła. Zawsze była zazdrosna, gdy Edward był przy mnie albo przy Van lub Claire, a nie przy niej.
Znowu jechaliśmy tą straszną windą i znów musieliśmy przykładać te głupie breloczki. Podchodząc do moich drzwi zauważyliśmy, że już nigdzie się nie świeci światło. Nie wiem gdzie był Emmett, ale skoro i tak nie śpi, to przecież mu światło niepotrzebne.
-Dobranoc. - powiedziałam, opierając się o drzwi do swojego pokoju.
-Śpij dobrze, mała. - odparł i poszedł do siebie
Przekręciłam kluczyk w drzwiach i weszłam do mojego małego królestwa.
Obudziłam się w pełni wypoczęta, wstałam z łóżka, lekko się chwiejąc i dopiero gdy odzyskałam równowagę, zorientowałam się, że nie jestem w pokoju sama. Na krześle przy biurku siedział młody bóg, nieziemsko przystojny wampir.
-A co ty tu robisz? - zapytałam, po czym ziewnęłam
-Ja?- jego ton wskazywał jakbym to ja zadała nieodpowiednie pytanie. Tak, bo przecież to ja wtarabaniłam się mu do pokoju bez pytania. -Ja tutaj sobie siedzę, bo mi się nudziło w nocy. Jakoś nic ciekawego się jeszcze nie działo oprócz tego, że przybywali spóźnieni uczniowie, których przywozili rodzice, a ty byłaś akurat bardzo ciekawym obiektem obserwacji. Chyba miałaś koszmary.
-Nie wiem. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą -Nie pamiętam co mi się śniło, może gdybyś mógł czytać mi w myślach, znałbyś odpowiedź na to pytanie.
-No to nie moja wina, że z tobą jest coś nie tak.
No tak. Edward potrafi czytać wszystkim w myślach oprócz mnie. Są jeszcze w sumie wyjątki, tak jak kilka osób z naszej paczki, czyli dwoje ludzi. Ze względu na to, że mają dostęp do mojej głowy, poprzez rozmowy ze mną, mają czasami w głowach, jakby to kasztanowowłosy nazwał, jakieś ,,zakłócenia".
-Przyniosłem ci jeszcze mundurek, który równo o godzinie 6 leżał przed drzwiami.
-Dzięki. Też zmienili mundurki? - zapytałam, poprawiając pierzynę
-No pewnie. Sam też już swój dostałem i nie jest taki zły. Nie wiem jak twój, bo nie sprawdzałem tylko od razu zaniosłem go do łazienki
-Dobrze, panie Cullen i jeszcze raz dziękuje. Zaraz wracam, idę założyć ten nowy strój, a przy okazji się odświeżyć.
Mundurek składał się z krótkiej granatowej spódniczki i białej bluzki z krótkim rękawkiem, a do tego marynarka, również granatowa ,z kieszonką z prawej strony i bordowe logo Akademii Nocy, czyli kontur sierpa księżyca w trójkącie. W  komplecie znalazły się także czarne buty na niskim obcasie i długie, czarne zakolanówki.
W sumie mogło być gorzej. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w nowy, pachnący mundurek. Przy okazji zauważyłam, że ktoś, zapewne Van, przyniosła mi mnóstwo dodatków.
Począwszy od bransoletek, aż po kolczyki, naszyjniki oraz pierścionki.
Wyszłam z łazienki i mojego wampirka nie było. Chciałam zrobić sobie śniadanie, ale było już zrobione. Posiłek składał się z miski płatków z mlekiem. Pychota.
Szybko pochłonęłam śniadanie, po czym zorienotwałam się, że za pięć minut rozpocznie się uroczystość na auli. Biegiem zabrałam najważniejsze rzeczy i wybiegłam z pokoju, nie zamykając go.

***

Uroczystości z okazji rozpoczęcia roku szkolnego, odbywały się w ogromnej sali, która była odremontowana, więc kiedy weszłam do środka, zamiast obskurnego pomieszczenia, moim oczom ukazała się, wyrwana jak z żurnala, aula.
Ściany były w kolorach brązu i kremu. Na ścianach wisiało mnóstwo zdjęć i obrazów. Krzesła, jak i parkiet, były w kolorze machoniowym.
Wzrokiem starałam się odszukać kogoś znajomego i w końcu natknęłam się na Van, która do kogoś machała. Zapewne do jakiegoś chłopaka, do którego wczoraj nie zdążyła zajrzeć i się ‘’przywitać’’. Przecisnęłam się przez tłum i dotarłam do reszty. Po chwili wszyscy na sali zajęli miejsca i zamilkli.
Na scenę weszła Emily i zaczęła wygłaszać swoje przemówienie.
-Moi drodzy. - zaczęła -Nowy rok nie będzie taki sam jak poprzednie. Będzie on wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju, jako, że ja objęłam rządy, jak widzicie zostało wprowadzonych kilka zmian. Jednak nie na tym koniec, przed nami jeszcze dużo pracy i poprawek. Mam nadzieje, że będziecie czuli się dobrze w nowej, wyremontowanej szkole. Kolejny rok szkolny uważam za otarty!
Po ostatnich słowach wszyscy zaczęli owacje. Przewróciłam oczami i czekałam, aż skończą to całe przedstawienie. Następnie powiedzieli nam, że w wolnej chwili mamy się udać po odbiór naszego planu zajęć i wszyscy zaczęli wychodzić, przeciskając się przez wąskie drzwi. Na korytarzu stał chłopak, krótko obcięty o czarnych włosach i szerokich barkach. Poznałam go.
-Chris?- spytałam.
Tak, tak to on, bo się odwrócił. Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję. Tak dawno się nie widzieliśmy.
-Bells, nie wierzyłem, że kiedyś cię jeszcze zobaczę.
-Ja też, ale co ty tu robisz? - zapytałam. Chłopak przyjrzał mi się badawczo, po czym wydukał na jednym wdechu:
-Jestem podróżnikiem w czasie i mam przerąbane.
Chrisa poznałam kilka lat temu. Przez przypadek wpadliśmy na siebie w sklepie handlowym. I przez ten przypadek, zakupiony przeze mnie słonik, upadł i rozpadł się w drobny mak. Chris, chcąc mi to wynagrodzić, zaprosił mnie na kawę.

Pamiętam, że to było w Mixellanie, mieście gdzie jest największe centrum handlowe. Jednak, to z czego słynie, to fakt, że mieszka tam najwięcej prawdziwych ludzi.