Rano oczywiście Edward był przy mnie i najpierw
był na mnie zły, że uciekłam, a później opowiadał jak to się świetnie bawił, a
na samym końcu jeszcze miał żal do siebie, że mnie nie pilnował i nie spędził
tego wieczoru ze mną. Słuchałam go jak zwykle, ale czułam też jak mój brzuch
skręca się z głodu. Chciałam udać się więc do kuchni, albo przebrać się z tej dwuczęściowej piżamy, ale
otwierając drzwi od swojego pokoju skapłam się, że przecież nie jest sama, nie
wliczając to oczywiście Edwarda. Otwarłam drzwi i tak w nich stałam i patrzyłam
jak tamten gnojek znów obżera się gigantyczną ilością jedzenia. Odwróciłam się
na pięcie i rzuciłam się na łóżko przykrywając poduszką, usłyszałam wybuch
śmiechu, po chwili sama nie wytrzymałam i też się zaczęłam śmiać.
- Nie wyjdę dzisiaj z tego pokoju.- ściągnęłam
poduszkę.
-Mogę go wygonic.- machnęłam ręką- No, ale do
toalety musisz isc, albo coś zjeść- No i nagle w brzuchu mi zaburczało.
-Dobra.-mruknęłam- Idę coś zrobi sobie do
jedzenia, a Ty sobie coś porób na Internecie.
Odwrócił się i włączył laptopa, przemknęłam się
najpierw do toalety, a następnie poszłam po jakieś jedzenie na cały dzień.
Wampir widząc mnie z tą górą jedzenia zaczął się
śmiać jak opętany.
***
Po kilku godzinach, które dłużyły mi się
niezmiernie i po długim myśleniu o mojej ‘’zabranej’’ przyjaciółce postanowiłam
coś zrobić, przecież wiecznie nie mogę tak siedzieć muszę się czymś zając.
Dlatego zaczęłam rozmawiać z Van przez skypa. Paplałyśmy o jakiś głupotach, ale
miałam zajęcie.
Nagle wpadłam na pewien pomysł, a nawet plan co
prawda nieco podsunęła mi go Vanessa.
-Edward- chciałam go jakoś udobruchać, ale nie
wiedziałam jak, więc prosto z mostu walnęłam.- Wiem, że się ostatnio o to
posprzeczaliśmy, w pewnym sensie o to, ale mam wielką, ogromną prośbę.
-O co chodzi?- od razu domagał się konkretów.
- Zaprzyjaźnisz się z Emlily?
Tak, świetnie zdaję sobie sprawę, że to było
głupie co powiedziałam, ale mój pomysł związany z tym chyba nie wydawał się, aż
taki głupi, a może jednak.
- Śnisz czy kpisz?
-Ani jedno, ani drugie, bo zobacz, jeżeli się z
nią zaprzyjaźnisz to możemy mieć jakieś dostępy do większości gdyby się coś
stało, na przykład teraz, gdy Claire zabrano to mógłbyś się czegoś od niej
dowiedzieć.
-No dobra, powiedzmy, że się zgadzam, ale czemu
ty tego nie możesz zrobić?
-Proszę cię, dobrze wiesz, że mnie nienawidzi,
ale za to ciebie wręcz przeciwnie.- odparłam.
-Jesteś pewna, że to ma sens?
-No
pewnie.
Wow. Nie wiedziałam, że tak łatwo mi pójdzie, ale
no cóż czasami się komuś poszczęścić może.
-No to ja cię opuszczam i idę zacząć swoją misję.
-Wieczorem przyjdź i mi zdaj relację.
Uśmiechnął się i wyszedł
Moją uwagę przykuła szkatułka. Na śmierc
zapomniałam o niej. Czym prędzej podbiegłam i wyjęłam przepiękny złoty, topaz.
Obejrzałam go dokładnie kilka razy i nadal się zastanawiałam jakim cudem
znalazła się w środku ta ciecz. Poszukałam również w Internecie co oznacza
wyryte słowo na kamieniu, oznaczało ono ,,sen’’, ,,do snu’’.
To prawda, że ostatnio miałam dziwne sny, które
stawały się rzeczywistością. Może to o to chodziło, z tymi snami. Tylko skąd
moja mama by o tym wiedziała, skąd wiedziała, że zaczną mi się śnic. Co prawda
kiedyś mi mnóstwo o nich opowiadała, ale byłam wtedy mała i nic teraz nie
pamiętam.
Obejrzałam teraz szkatułkę jeszcze dokładniej niż
poprzednio, ciągle mnie ona irytowała. Odwróciłam ją do góry nogami, zobaczyłam
wyryty adres:
Cannox Rodney Street 473
Czyli wychodzi na to, że będę musiała ten adres
sobie sprawdzic osobiście.
-Jejku Bells już wiem czym Cię mogę zająć.-
uniosłam brew, bo do pokoju wpadła we własnej osobie panna Stark- Chodź pokażę
Ci coś.
Pociągnęła mnie za rękę i zaprowadziła do
nieznanego mi miejsca, nie było ono daleko, znajdowało się… O nie, na dachu,
przecież tam miała być moja kryjówka. Kurczę trzeba poszukac czegoś innego.
Wdrapałyśmy się po drabinie na górę.
-Ja wiem, że ty uwielbiasz się chowac i odcinac
od rzeczywistości, dlatego znalazłam coś dla ciebie.
Na dachu, było zupełnie inaczej, cisza, widok na
miasto, którego uliczne lampy fantastycznie świeciły w nocy. To zdecydowanie
było idealne miejsce dla mnie. Uwielbiałam niespodzianki i ta była świetna.
-Dziękuje- szepnęłam.
Odetchnęłam świeżym powietrzem i cieszyłam się
swoim małym miejscem, nawet nie zauważając kiedy moja przyjaciółka wróciła na
dół, zapewne chcąc zostawic mnie samą. Będzie to mój magiczny zakątek. Co
prawda magiczny był tylko widok, ale to w niczym nie przeszkadzało.
Usiadłam sobie patrząc przed siebie i robiłam to
co zawsze w takich miejscach, odpoczywałam i starałam się o niczym nie myśleć,
aby zapomniec o problemach.
***
Siedzieliśmy sobie u mnie w pokoju przy
zaświeconej lampce, siedząc na łóżku sprawdzałam sobie na laptopie różne
informacje, a Edward siedział tuż obok mnie.
-Opowiadaj jak było?- zachęciłam Edwarda.
-Jak to jak? Dobrze.-wzruszył ramionami.
Spojrzałam na niego próbując wydobyć jakieś
informacje.
-Coś więcej? Jak wasza przyjaźń?
-Dobra, o mało co nie wylądowałem z nią w łóżku.
Wybuchłam śmiechem.
-O mało?
-Chciała mnie zaciągnąc, ale się wymigałem jakimś
cudem.
Jakimś cudem. Hmm… widzę, że się chłopak męczy.
-Powiedziałem jej, że jest już trochę późno i
muszę wracac.
Nie, teraz już się nie śmiałam, teraz po podłodze
się zwijałam.
-Nie przespałeś się z dziewczyną, bo powiedziałeś
jej, że już późno?
Zaczęłam się wachlarzowac rękami, próbując
przestac się śmiac, co wychodziło mi z marnym skutkiem. Boże, jak to brzmi ,,
chłopak nie przespał się z dziewczyną, bo okazało się, że jest już późno’’.
Edward patrzył na mnie jak na idiotkę, którą byłam, ale pomińmy ten fakt.
Ochłonęłam dopiero po kilku minutach i spoważniałam.
-Ale dowiedziałeś się czegoś od niej?
-Tylko tyle, że mi ufa i ma nadzieję, że miedzy
nami coś będzie, a jeśli chodzi o Claire
to jutro ją wypuszczą.
Nic ciekawego w sumie, ale zawsze coś.
-Jest jeszcze jedna sprawa. Tylko proszę, nie
wyciągaj na początek jakiś wniosków i nie martw się.
-Nic nie obiecuję.
-Bo prawdopodobnie coś jest nie tak z tobą.
-Ze mną?- przerwałam mu.
-Przecież mówię. Tutaj nie chodzi już o to, że
Emily nie darzy cię sympatią, tutaj chodzi o coś zupełnie innego. O twoje życie.
Przełknęłam ślinę.
-Co masz na myśli?
-Tego sama się musisz dowiedziec.
Ktoś nagle zapukał. Odłożyłam laptopa i poszła
otworzyc drzwi.
To byli Strażnicy Nocy i nie było ich kilku tylko
kilkunastu.
-Dzień dobry. O
co chodzi?
-Musimy przeszukac Twój pokój.
I wtem wszyscy Strażnicy wparowali do mojego
pokoju, przeszukując wszystko po kolei.
Zobaczyłam nawet, Że Cullenowie też tu są. Edward podszedł do mnie.
-Co się stało?- zwrócił się do jednego z
Strażników.
-Panna
Bella Swan jest w posiadaniu rzeczy, która może zagrażać całemu światu.
Ale że
co? Do cholery jasnej, ja nic takiego nie mam.
Nagle, ku mojemu zaskoczeniu, jeden z mężczyzn
przeszukujących moje mieszkanie przyniósł szkatułkę, którą dostałam od mojej
mamy.
-Znaleźliśmy. To jest to.
-Ale to jest przecież moja pamiątka.
-A co tutaj się wyprawia?
Vanessa, nie wiadomo kiedy się tutaj znalazła.
Strażnik udawał, że nie usłyszał mojej
przyjaciółki.
-Wyjaśnimy to sobie w Sali Nocy.
Wiem, że istnieje taka Sala, ale nie miałam pojęcia
co się w niej robi, nawet nie miałam okazji w niej nigdy być.
Dwie kobiety podeszły do mnie i wyprowadziły. A
dwoje mych przyjaciół stało jak słupy soli i przyglądało się zdarzeniu.
Byłam zbyt bardzo oszołomiona sytuacją mającą
miejsce chwilę temu, że tuż po chwili byłam w Sali Nocy, która była ogromna, a
na jej środku stał ogromy prostokątny stół. Posadzili mnie na krześle i zaczęli
swoje przesłuchanie.
- Skąd masz ten przedmiot?
Postawili przede mną szkatułkę.
-Moja mama chciała, abym po jej śmierci weszła w
jego posiadanie.- odparłam spokojnie.
-Co jest w środku?
Po co się mnie pytają skoro mogą sami to sprawdzić?
-Kamień. Dokładnie, złoty topaz i kartka, którą
napisała moja mama.
Jedna z kobiet podeszła i otworzyła szkatułkę.
Jak widać wszystko było tak jak ich poinformowałam.
Kobieta przeczytała kartkę, po czym podała ją
Strażnikowi, który mnie przesłuchiwał.
Następnie wyjęła kamień i obejrzała go
bardzo dokładnie z każdej strony.
-Co się znajduje w środku tego kamienia?- spytała
kobieta.
-Nie wiem, nie mam pojęcia. Nie dane mi było się
tego dowiedzieć.
-Strażniku Barkley to jest to, co zagraża nam
wszystkim.
Ja chyba zaraz tu zejdę. Oni mnie wkręcają czy,
że jak? Przecież to jest zwykły kamień. Tak mała rzecz, a zagrożenie stwarza
ogromne.
-Powtórzę pytanie mojej koleżanki. Skąd to masz?
-Przecież mówiłam, że od mojej matki.
-Czyli twierdzisz, że dała Ci to przed śmiercią?
-Nie powiedziałam nic takiego.
-To kto Ci to dał?
Nie chciałam oczywiście wkopac rodziców Edwarda.
-Miałam to jak mieszkałam w Cannox, a kiedy
musieliśmy się przeprowadzic zabrałam to z sobą.- skłamałam.
Strażnik tylko westchnął.
-Dobrze. Wracaj teraz do siebie, a to sobie
zatrzymamy-wskazał na szkatułkę.
Pokiwałam głową i wróciłam do swojego pokoju.
Skoro to coś ma zagrażać całemu światu, to czemu
przesłuchanie trwało kilka minut, a na twarzach zebranych tam osób nie było
jakiegoś wyrazu, który wskazywałby na jakiekolwiek zagrożenie? Z takimi myślami
zasnęłam.
Obudziłam
się wyspana jak nigdy dotąd. Być może dlatego, że spałam do 11. Nic mi się
dzisiaj nie śniło, albo jednak śniło, śniła mi się chora Van.
Edwarda
nie było u mnie w pokoju. Weszłam do salonu, a mój szanowny braciszek już się
pakował, nie mam pojęcia gdzie wczoraj wieczorem wyszedł.
-Dobra, chyba wszystko spakowałem.
Przewiesił sobie torbę przez ramię. Podszedł do
mnie i dał mi buziaka w policzek.
-Do zobaczenia.
Wyszedł sobie, o tak, po prostu, a moja radość
nie miała granic. Usiadłam na sofie i uśmiechnęłam się sama do siebie. Jestem
wariatką.
***
Czekałam na moją przyjaciółkę, którą mieli
dzisiaj wypuścic przed jej mieszkaniem. Już po chwili ją ujrzałam.
Podbiegłam do niej i uścisnęłam najmocniej jak
mogłam. Dobrze wiem jak bardzo nienawidzi tego świata by znienawidzić do tego
jeszcze tą szkołę i kilka dni, które jej z życia zabrali.
-Co wywnioskowali? Znaleźli coś?
-W mieszkaniu porozmawiamy.
-W mieszkaniu porozmawiamy.
Udałyśmy się do jej pokoju.
-Przez te trzy dni, dowiedziałam się, że są trzy
kręgi składające się z 4 osób. Każdy z kręgów jest odpowiedzialny za coś
innego, za przeszłość, teraźniejszość lub przyszłość. – spojrzała na mnie chcąc
się upewnić, że wszystko rozumiem- Wszystkie te kręgi zostały zamknięte. Każdy
krąg ma chronograf, czyli taką maszynę dzięki, której kontrolują swoje
przeskoki w czasie. Kiedyś ci wytłumaczę. Jak chronograf zostanie uzupełniony poprzez krew wszystkich
członków należących do danego kręgu, to zawsze coś daje. W jednym chronografie
była tam jakaś woda, w drugim jakiś biały proszek, a w trzecim jakaś kolorowa
ciecz. Dzięki księgom, legendą i gwiazdą, zdobyli informację, że jestem takim
odpowiednikiem królowej i panuję nad tymi wszystkimi kręgami, one tak jakby do
mnie należały. Wymieszali mi te wszystkie proszki, ciecze i kazali wypić, bo
według ich źródeł tak powinnam zrobić. Od tamtego czasu nie przeskoczyłam, ani
razu i to ich irytuję. Wypuścli mnie, bo nic się nie działo.
-Kurczę. Czyli co teraz?
-Mnie się pytasz?- wzruszyła ramionami- A i jeszcze jedno, bo każdy z podróżników, ma
przypisane jakieś ptaki, drzewa i kij wie co jeszcze. Mi przypadła, cegła,
kaczka i kaktus. Nie ogarniam tego kompletnie i określili mnie trzynastą z
dwanaściorga.
Zaczęłam się śmiać, bo to było idiotyczne.
Usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Claire poszła otworzyć drzwi, a tam stała
Vanessa.
-Tak wiem strasznie wyglądam.
Poszłam po nią i zaniosłam razem z Claire na
łóżko. Przyłożyłam jej dłoń do czoła, a tam chyba z 50 stopni.
-Od kiedy masz taka gorączkę?- zapytałam
przestraszona.
-Nie wiem, z godzinę temu mi się to zaczęło.
-A brałaś jakieś leki?- dopytywała się
podróżniczka.
-Tak, ale nic nie pomaga.-odparła.
-Pójdę po pielęgniarkę, albo jakiegoś lekarza
Pokiwała głową, a ja czym prędzej pobiegłam do
naszego szpitala znajdującego się na północnym skrzydle Akademii. Jedna z kilku
pielęgniarek siedziała, przy biurku, który zapchany był różnymi papierkami.
-O co chodzi?- spytała znużonym głosem.
-Moja przyjaciółka źle się czuję, ma gorączkę i
ogólnie słabo wygląda.- wyjaśniłam.
-Doktorze Boompton, pozwoli pan?
Doktor podszedł do nas i przywitał się ze mną.
Opowiedziałam mu co się dzieje mojej przyjaciółce, po czym musiałam szybko
podać dane potrzebne pielęgniarce, która zapisywała informacje do wielkiej
księgi. Następnie zaprowadziłam lekarza do chorej Van.
Doktor Boompton szybko zbadał Vanessę i od razu
podał diagnozę.
-Widać będziemy mieli nową zmiennokształtną.
Mam nadzieję, że się podobało. Czekam na komentarze i przepraszam za wszelkie błędy :)
Bardzo fajny blog i rozdział! Pisz dalej, chętnie czasem wpadnę poczytać. <3
OdpowiedzUsuńOh, ma nadzieję i dziękuję :)
UsuńTwój szablon został wykonany :) szablony-fanfictions.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDziękuje :) Jest śliczny :*
OdpowiedzUsuńZjadasz różne 'kreseczki' nad literami, np ,,ć". Powinnaś coś z tym zrobić, bo wygląda to nieestetycznie.
OdpowiedzUsuńAkapity to też ważna sprawa, więc nie zbawią cie dwie minuty, aby zrobić ten odstęp na początku wersu.
Niby wszystko jest okay, ale mi się tutaj coś nie podoba. Piszesz strasznie sztywno i masz mały zasób słownictwa. Czytelnik ma wrażenie jakby czytał czyjąś rozmowę na czacie.
Mało odczuć, a niektóre są wyrwane z kosmosu, tak jakbyś gubiła wątek. Nie mamy dostępu do twojej głowy, nie wiemy co masz na myśli.
Ehh....wybacz, ale niektórych słów nie mogę poprawić, ze względu na mój durny laptop, który nie chce pisać, niektórych samogłosek taki właśnie jak np. ,,ć'' , ,,ę'' itd. a w wordzie niestety nie wszystkie słówka mogą się poprawić.
OdpowiedzUsuńZ tymi wątkami i akapitami faktycznie masz rację, postaram się poprawić, ale nic nie obiecuje.:)))
Świetny blog.! Pisz dalej .. już nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów. ! ;**
OdpowiedzUsuń:)
Usuń