Tego to się nie spodziewałam. W sumie to, że od
niego odbiegłam i później mówiłam, że to moja wina było bardzo dziwne.
-Nie wiedziałam.
-Nie?- uniósł brew.- Przecież odeszłaś ode mnie i
pobiegłaś w stronę nauczycielki- mówił coraz bardziej oburzony.- A potem
jeszcze mówiłaś, że to twoja wina. Bells, przecież widziałem i słyszałem.
Przekręciłam się na sofie, chcąc uzyskać więcej
czasu na wymyślenie jakiegoś dobrego powodu, ale nawet to mi nic nie dało.
-Przeczułam to. Widziałam już wcześniej, jak
odpadają kawałki ściany.
Popatrzył na mnie i najwyraźniej nie był
usatysfakcjonowany moją odpowiedzią.
Sama nie wiem czemu nie chciałam mu nic
powiedzieć. Być może dlatego, że nie uwierzyłby mi, skoro ja sama w to nie
wierzę. Przecież to wydaje się zupełnie niemożliwe, żebym mogła w snach widzieć
przyszłość, ale w tym świecie niemożliwe staje się możliwe.
-I akurat wiedziałaś, że spadnie na nią!?
-Nie ciągnijmy już tego tematu.- chciałam jakoś
zmienić temat- Nie powinieneś się już szykować?
-Szykować na co?
-Na kolacje z królową.- odparłam.
-Nigdzie nie idę, przecież będzie miała teraz
dużo na głowie przez tą śmierć.
Trochę mnie to zabolało. Nie idzie, bo ona będzie
miała dużo na głowie. Jaka ja byłam głupia każąc mu się z nią zaprzyjaźnić.
Gdybym wiedziała, że tak to się skończy, a nie inaczej to nawet bym mu tego nie
proponowała. Mogę to jeszcze przerwać, tylko musiałabym się dowiedzieć czy jest
tak, że są tylko przyjaciółmi i to jeszcze z jego strony zbyt małe angażowanie
w to, czy czuje do niej coś więcej i tak na serio.
-No tak, racja. Jak tam w ogóle u was?
-U nas? Masz na myśli, że niby co? Że ja i ona
razem? – Pokiwałam głową -Proszę cię, mówiłem ci, że to tylko udawanie- kamień
spadł mi z serca- Nic do niej nie czuję i nigdy nie będę czuł.
-Skąd ta pewność, panie Cullen?- spytałam.
-Po prostu wiem.- odparował- widzę, że już ci się
humor poprawia.
-No pewnie. W sumie możemy opracować plan jak
zabrać ten mój złoty topaz.
Podniosłam swoje cztery litery i poszłam zrobić
herbatę, a Edward zaczął przesuwać meble, aby zrobi miejsce na środku salonu.
Zaproponowałam mu, że dziewczyny mogłyby się o wszystkim dowiedzieć.
Dziewczyny przyszły razem z Emmettem. Usiedliśmy
wszyscy na dywanie w salonie i każdy dostał po kubku gorącej herbaty.
-No, więc mówcie o co chodzi.- ponaglił nas
misiek.
-Jak niektórzy już wiedzą albo nie wiedzą- zaczął Edward- musimy zdobyć, kamień, który
Bella odziedziczyła po swojej mamie. I
musimy właśnie wymyślić jak to zrobić.
- Zacznijmy może od tego, że musimy się
dowiedzieć gdzie znajduje się kamień, bo jak na razie nie mamy przecież
pojęcia.- Vanessa zawsze pełna temperamentu.
-Zajmę się tym i dowiem, gdzie jest kamień.-
zaproponowałam.- Ale to nam nie wystarczy, że go zabierzemy. Tu pojawia się
problem, bo musimy zniknąć z Akademii. Oczywiście, kto chce może się do mnie
przyłączyć.
Chciałam im dać jasno do zrozumienia, że jak nie
chcą to nie muszą. Zrozumiałabym to i o nic nie pytała.
-Ja się dołączam do ciebie.- zdecydowała Van
Z ust reszty moich przyjaciół usłyszałam to samo.
Z jednej strony się cieszyłam, że nie będę sama z drugiej natomiast nie
chciałam, aby narażali się na mnie. Ale skoro podjęli decyzję, to trzeba zacząć
działać.
-Van i Claire mam do was ogromną prośbę. Bo
przecież, nie wyjdziemy sobie w jakiś ubraniach z naszych szaf. Zrobiłybyście
dla nas wszystkich jakieś przebrania? Coś czarnego najlepiej.- poprosiłam
dziewczyny.
-I jak dla was to coś obcisłego- Emmett na słowo
,,was’’ wskazał nas trzy.
-Nie zapomnijcie, że broń mamy mieć pod ręką.-
Edward miał na myśli to, żeby zrobiły jakieś specjalne kieszonki lub coś w tym
rodzaju.
-Broń?- spytał misiek.
-Tak broń i ty ją załatwisz.- odparował drugi
wampir.
Emmett już chciał się jakoś odszczeknąć, ale nie
miał jak, więc wyszedł z opuszczona głową przeklinając pod nosem.
Dziewczyny wyszły zaraz za nim chichocząc i
omawiając plany naszych ubrań.
-Co ja mam robić?- spytałam, gdy zostaliśmy sami.
-Przypilnować, aby wszystko było gotowe i
idealnie wykonane oraz, jak sama powiedziałaś, ukraść to co najważniejsze, ja
zajmę się całą ucieczką. –uniosłam jedną brew-
Będziemy musieli wymknąć się przez zachodnią bramę, tyle na razie wiem.
Jutro wszystko dokładnie opracuję, bo muszę znać całą Akademię.
-Mogłabym wiedzieć tylko kiedy my to zrobimy?-
zapytałam.
-Ojc…hmm…. Proponuję ten piątek, w czasie, albo
tuż po tym całym balu.- zaproponował.
-Przekażę dziewczyną.
Wyszłam z pokoju zostawiając Edwarda z głową
pełną pomysłów. W sumie, to planowanie pomogło mi się podnieść po dzisiejszym
wydarzeniu z panią Lipton. Szczerze, to nawet o nim zapomniałam. Powiadomiłam
dziewczyny o dacie naszego wymknięcia się ze szkoły i żeby lepiej pośpieszyły
się z tymi ciuchami.
-Jutro będą wszystkie gotowe. Już mamy szkice.-
powiadomiła mnie Van machając kartkami.
-I materiały.- Claire podniosła z łóżka kilka
tkanin.
Nie pytajcie skąd mają materiały, bo u nich
zawsze tego jest na zapas. Jak jeszcze mieszkaliśmy w Cannox to zawsze u siebie
w domu miały jakieś materiały, bo gdy miały depresje zajmowały się czymś i
szyły ubrania. Dzięki nim moja garderoba zaopatrzyła się w kilka sukienek.
-Teraz tylko to wszystko połączyć i gotowe.-
podsumowała zmiennokształtna.
Wyszłam od nich śmiejąc się z ich entuzjazmu. Miło
było popatrzeć jak ze sobą współgrają.
Chciałam jeszcze przekazać Emmettowi nowinkę, ale
nie było go u siebie w pokoju, a nie miałam zamiaru za nim latać po całej
Akademii Nocy i go szukać. Przeszłam się za to na główny hol posłuchać co jest
tematem plotek ostatnich dni. O dziwo nic się nie działo może po za tym, że jak
zwykle ktoś się z kimś przespał.
Wróciłam do pokoju, a w nim wszystkie meble
wróciły na swoje miejsce. Miałam jechać do sklepu aby dokupić nowe meble, ale
najwyraźniej nie przydadzą mi się. Właśnie, a propos sklepów to moglibyśmy
jechać zrobić jakieś zakupy na naszą wyprawę.
Edward leżał na kanapie intensywnie o czymś
rozmyślając.
-Hej, kotku.- przywitałam go.
-Dobra, dobra co chcesz, do rzeczy.- wiedział, że
jak do niego tak się zwracam to coś zawsze chce.
-Jedź ze mną do sklepu.
-A tobie co się stało?- spytał ożywiony- Panna
Swan dobrowolnie chce jechać do sklepu.- spojrzałam na niego dając mu znak,
żeby skończył swoją pogadankę.- Po co chcesz jechać?- zapytał podejrzliwie.
-Moglibyśmy coś kupić na naszą ucieczkę.
-Nie wiem co ty chcesz kupować, ale okey możemy
jechać.
Podniósł się z sofy.
-Idę się przebrać i możemy jechać.- rzucił
odchodząc.
Mruknęłam do niego podziękowania mając nadzieję,
że usłyszał. Szybko zabrałam się za pakowanie najważniejszych rzeczy czyli
dokumentów, pieniędzy, telefonu i takich tam dupereli.
***
Obeszliśmy już kilka sklepów i kupiliśmy dla
każdej osoby wyruszającej z nami po plecaku, odpowiednich butach, suchym
prowiancie. Oczywiście kłóciłam się z Edwardem kto ma zapłacić i jak zwykle tą
wojnę przegrałam. Z zakupami wracaliśmy już do Akademii.
-Więcej z tobą nigdzie nie pojadę.- powiedziałam.
-A to niby czemu?- Udawał głupiego czy serio tak
zgłupiał przy tej całej królowej?
-Nie mam zamiaru pozwalać ci wydawać na mnie
pieniędzy.
-Chyba mogę zakupić coś swojej dziewczynie.-
odparował.
Mieliśmy taką jedną historię podczas naszych
zakupów. Jakaś kobieta myślała, że jesteśmy parą i prawiła nam jakieś kazanie o
tym żebyśmy wszystko sobie przemyśleli i to czy na pewno chcemy być razem.
Oczywiście jak najszybciej odeszliśmy od niej.
-Mówię serio.- ostrzegłam go- Rozumiem, że chcesz
mi coś kupić, ale do cholery jasnej to nie musi być za każdym razem kiedy
jedziemy i to nie muszą być całe zakupy, zrozumiałabym jeszcze gdyby to
kosztowało grosze, ale to kurczę jednak coś kosztuje, tak?
-Dobra, nie ważne, następnym razem ty będziesz
płacić.
-Tak, jasne, ja. Znowu ty zapłacisz, po za tym
nie tylko za mnie płaciłeś za resztę też, to był mój pomysł z zakupami i nie
powinieneś się dokładać.
-Bells, zrozum, że ja niezręcznie się czuję jak
obok mnie jest kobieta i to ona płaci, a ja mam stać jak ten słup soli. Jeszcze
po jakieś części płaci za mnie.
-A ja jak niby się czuję?
-Ale ty jesteś kobietą, a ja mężczyzną. To ja
powinienem ci coś fundować, a nie ty mi.
-Oddam ci pieniądze jak zajedziemy.- odparowałam,
nie chciałam już dłużej ciągnąć tej konwersacji.
-Nic mi nie będziesz oddawać.- zaprzeczył
stanowczym i chłodnym tonem.
W sumie to mogę teraz mu oddać, wyjęłam portfel i
odliczyłam odpowiednią sumę po czym wyciągnęłam rękę z pieniędzmi w stronę
Edwarda.
-Proszę bardzo, oddaję teraz.
Spojrzał na moją rękę i westchnął.
-Nie zaczynaj i schowaj te pieniądze.- nie
ruszyłam się- Obiecuję, że następnym razem ty zapłacisz.
-Tyle rzeczy mi już obiecywałeś, że już nie dam
się nabrać.
-No i co ja mam z tobą zrobić, mała?- zapytał
uderzając głową o kierownice.
Osobiście mój wzrost mi odpowiadał.
-Ej, nie jestem mała tylko niska jak już, mała to
jest twoja pa….- urwałam zdając sobie sprawę z tego co powiedziałam, a
właściwie co chciałam powiedzieć.
Edward podniósł głowę i spojrzał na
mnie.
-Ja nie wiem skąd ty takie rzeczy wiesz- zaczął
się śmiać- nie przypominam sobie, abym w jakikolwiek sposób podał ci takie
informacje.
-Przepraszam- zaczęłam śmiać się z swojej
głupoty- Chciałam się tylko jakoś
odszczeknąć.
-No tak, tak.- zaśmiał się.- Kto wie może jeszcze
będziesz miała okazję to sprawdzić.- mruknął pod nosem.
Udałam, ze tego nie słyszałam. Chcąc zmienić
temat zorientowałam się, że nadal trzymam pieniądze. Mogłabym mu oddać je
prosto do portfela gdyby nie miał go w kieszeni.
-Weźmiesz te pieniądze czy sama mam ci je włożyć
do portfela, kieszeni lub gdziekolwiek indziej?
-Nie krępuj się wkładaj.- Zrobił cwany uśmieszek.
Mam się nie krępować, sam tego chciał. Włożyłam
pieniądze do jego kieszeni, co prawda miałam trochę z tym problem, ale jakoś
się z tym uwinęłam. Nie wyjął ich , bo za każdym razem gdy ściągał ręce z
kierownicy, zaczęłam się na niego drzeć,
że się boję i mało mnie to obchodzi, że on i tak ma nad wszystkim kontrolę.
Gdy
dojechaliśmy zabrałam wszystkie zakupy, a Edwarda spławiłam mówiąc mu, aby
poszedł zobaczyć czy ktoś jest w ogrodzie, bo jeżeli nikogo nie ma to
moglibyśmy się tam przejść. Odstawiłam zakupy i założyłam szpilki w których mam
się uczyć chodzić.
***
Widok ogrodu był niesamowity. Zieleń, która tutaj
dominowała zapierała dech w piersiach. Wszystko było równiutko przystrzyżone i
bardzo zadbane. Różnobarwne kwiaty idealnie się wpasowywały do klimatu tego
ogrodu. Co prawda słońce już zachodziło, ale oświetlenie było tak dopasowane,
aby wszystko było przytulne. Na środku ogrodu stała wielka, fontanna, którą
zapewne musieli też w tym roku odnowić.
-Chciałabym abyśmy byli w Cannox i tak jak kiedyś
szli sobie przez park.- powiedziałam, wspominając czas kiedy przebywaliśmy w
rodzinnej miejscowości.
-Gdybym mógł też bym tam wrócił.- odparł.
Szliśmy w milczeniu obok siebie wspominając czego
nam tutaj brakuje i co mogliby zmienić.
Niespodziewanie Edward nagle kucnął i pociągnął
mnie za sobą za rękę, chcąc ukryć się za jakąś rośliną.
-Schowaj się.- powiedział szeptem.
Wszystko byłoby świetnie gdyby nie to, że
potknęłam się o swoje buty, dokładnie o te nieszczęsne szpilki. Poleciałam na
wampira i obydwoje upadliśmy i tak wyszło, że leżałam na Edwardzie, a nasze
usta dzieliło kilka centymetrów. Moje serce diametralnie przyśpieszyło tempa.
Na twarzy Edwarda pojawił się szeroki uśmiech, a ja gapiłam się, to na jego
usta, to na jego oczy. W końcu się ogarnęłam i zaczęłam podnosić, ale mnie
powstrzymał przypominając mi o tym, że przecież się przed czymś lub przed kimś
ukrywamy. Leżeliśmy tak przez chwilę w ciszy, aż w końcu dostałam pozwolenie na
podniesienie się.
-Co się stało, że musieliśmy się ukrywać?- spytałam, nie ukrywam, że bardzo mnie to
ciekawiło.
-Emily tutaj szła, a wokół niej pełno Strażników.
No tak, panna musi mieć obstawę.
-Ehh… mogłeś poczekać, wiesz jaka byłaby wkurzona
widząc nas razem.- kurczę, żeby taką okazję przepuścić, muszę się bardziej rozglądać
następnym razem – Ale bym miała satysfakcję, że ją wkurzyłam.
-Czy naprawdę nigdy nie zrozumiem czemu się tak
nienawidzicie?- mówiąc to na twarzy miał szeroki uśmiech, a po skończeniu
wypowiedzi to już się śmiał.
Oczywiście, że mu powiem, ale wtedy kiedy tylko
będę mogła, bo tutaj chodzi o niego i on o tym wie, ale nie wie o co nam
dokładnie chodzi. Tutaj chodzi o to, że ja chcę mieć mojego wampirka przy
sobie, a ona chce mi go zabrać. A dlaczego ja chce mieć go przy sobie? Ponieważ
jakimś dziwnym trafem ktoś wyjął cząstkę mojego mózgu odpowiedzialną za
znalezienie swojej miłości życia i wstawił tam Edwarda Cullena. Na pewno kiedyś
się dowie, albo od niej, albo ode mnie, gdy już znajdę sobie partnera
życiowego.
-Tak to już z nami jest.- odpowiedziałam, bez
większych wyjaśnień.
-Wracamy?- pokiwałam głową- Tylko ściągnij te
buty, bo znowu się potkniesz.- mruknął.
Ściągnęłam buty, nie chciałam znowu zaliczyć
gleby na wampirze.
Całą
drogę do mieszkań przeszliśmy w ciszy. Edward swoim breloczkiem otworzył nam
wielkie drzwi. Stanęłam przed pokojem i próbowałam z małej czarnej torebeczki,
którą zabrałam ze sobą do ogrodu wyciągnąć swoje kluczę, ale miałam w niej taki
bajzel, że nie mogłam ich znaleźć. Wkurzona odwróciłam torebkę, z której
zaczęło wszystko wypadać uderzając z hukiem o podłogę.
-Co ty wyprawiasz?- zapytał Edward, otwierając
własne drzwi.
-Próbuję znaleźć klucze- mruknęłam.
-Wyrzucając wszystko z torebki?-
spytał rozbawiony.
O podłogę uderzyło pudełeczko z
tabletkami przeciwbólowymi i oczywiście pan wampirem je zauważył.
Zamknęłam oczy i wzięłam kilka
głębokich wdechów i przestałam wyrzucać zawartość torebki
Podszedł i sięgnął po pudełeczko z
połogi czytając nazwę leku.
-Obiecałaś.- powiedział chłodnym
głosem i jak na razie jeszcze opanowanym.
-I nie złamałam danej obietnicy.-
odparowałam.
Nie tak dawno temu miałam słabość to
tych tabletek i brałam o wiele większą dawkę dzienną niż powinnam. Uzależniłam
się od nich, a potem przez przypadek Edward się o tym dowiedział, a ze względu
na to, że on nie tolerował uzależnień dostałam poważny ochrzan.
-To po co Ci to? Miałaś to wyrzucić.
-Trzymam tak na wszelki wypadek.-
palnęłam.
-Mhm- schował pudełeczko do kieszeni
spodni- Wyrzucę je za ciebie, już Ci nie będzie potrzebne na wszelki wypadek.-
ostatnie trzy słowa wyraźnie podkreślił w swojej wypowiedzi.
Ponownie zawartość torebki lądowała
na podłodze. W pewnym momencie wypadł jakiś scyzoryk, który na pewno nie był
mój. Podniosłam go i otworzyłam i bez zastanowienia od razu go wyrzuciłam, a
rękami zakryłam sobie usta, aby nie zacząć krzyczeć.
Edward zobaczył moje zachowanie, a
następnie powiódł wzrokiem za rzuconą przeze mnie rzeczą.
Ostrze scyzoryka było całe we krwi.
Przełknęłam głośno ślinę i opuściłam ręce.
Edward od razu się domyślił co się
stało i dlaczego tak zareagowałam.
Świetny rozdział! Długo czekałam aż dodasz kolejny rozdział i jestem mega szczęśliwa <3
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i miłego dnia ;)
Ps. Zapraszam do mnie: http://i-love-the-way-lie.blogspot.com/
Liczę na przeczytanie i szczery komentarz, oraz jak się spodoba zapraszam do zakładki informowani ;*