-Idziemy Bello?- spytała mnie szatynka o imieniu
Claire.
Właśnie razem z Claire Grey i Vanessą Stark, małą
blondyneczką, a zarazem moimi najbliższymi osobami, spędzamy nasze ostatni dni
‘’wolności’’ w Akademii Nocy. Dokładniej mówiąc, przeprowadzamy się tam. W tym
roku, niestety, musiałyśmy się tam przenieść, ponieważ jest to nasz ostatni rok
w szkole i jak to królowa powiedziała ,,…tegoroczna nauka będzie dużo
poważniejsza niż wcześniejsze lata w tej Akademii, dlatego przeprowadzicie się
tu na stałe, żeby mieć więcej czasu na naukę…’’. Te słowa nas nieco załamy. Nie
tego sie spodziewałyśmy. W poprzednich latach nie było czegoś takiego. No cóż,
trudno. Musiałyśmy się wziąć w garść.
-Dobra chodźcie, bo dużo tych bagaży. Nie damy
rady tego wszystkiego dzisiaj wypakować, jeżeli będziemy się tak
guzdrać.-stwierdziłam.
-Zawsze służę pomocą.
Podskoczyłam na dźwięk tych słów, które były
wypowiadane przez wampira. Znałam go bardzo dobrze, ale jego słowa zawsze
działały na mnie tajemniczo.
Odwróciłam głowę i ujrzałam Edwarda Cullena, we
własnej osobie. Stał tuż za mną, z uśmiechem na twarzy.
-Nie wnikam co tutaj robisz…- spojrzałam na
dziewczyny porozumiewawczo-… ale przyjmiemy twoją pomoc.
Urwałam na moment, aby się upewnić, że Emmett -
brat Edwarda też na nas czeka. Nie pomyliłam się. Właśnie wychodził z
samochodu, majchając do mnie entuzjastycznie ręką.
-No tak, Emmett też tutaj jest, czyli będzie
zabawnie- dodałam.
W odpowiedzi dostałam uśmiech, a od dziewczyn
wybuch śmiechu, ponieważ gdy wypowiadałam tych kilka słów, mówiłam to z taką
bezradnością, że naprawdę widząc mnie, trudno było się nie śmiać.
Edward odebrał od nas walizki. W tym wszystkim
znalazłam jeden plus. Dziewczyny nie zaciągną mnie do sklepu po nowe ubrania
,,niezbędnę do użytkowania w Akademii", jakby to stwierdziła Van.
Wsiadłyśmy do samochodu i odjechaliśmy
nowiuteńkim srebrnym volvo.
No tak, jednak się pomyliłam i entuzjazm
dziewczyn pojawił się w chwili, gdy zamiast skręcić do naszej szkoły
pojechaliśmy w stronę centrum handlowego. W ten oto sposób okazało się, iż nie
obędzie się bez wstąpienia do galerii handolwej. Nie poszłam z nimi. Dziewczyny
prawie się zabiły na wyścigu o to, która pierwsza wbiegnie do sklepu. Edward i
Emmet, który już na nas czekał na parkingu, poszli z nimi, w roli ,,pomocników
do noszenia toreb z zakupami", co oznaczało, że siedziałam sama jak palec.
W dodatku, po godzinie czekania, zaczęło burczeć mi w brzuchu. Niestety,
uniemożliwiono mi wyjście z auta. Edward mnie w nim zamknął. No cóż, mówi się
trudno.
***
Wjeżdżając do Akademii Nocy, znów ujrzałam
budynek, który z zewnątrz wyglądał jak zabytkowy zamek.
Spoglądając od czasu do czasu, na równo
przystrzyżony trawnik lub ogród pełen różnobarwnych kwiatów, przypomniały mi
się czasy, kiedy poznałam rodzinę Cullenów. Mimo, iż fizycznie byli słabo
rozwinięci, psychicznie rozwijali się szybciej, niż inni. Jednak nic nie
przeszkodziło nam w zaprzyjaźnieniu się.
Zaparkowaliśmy w specjalnym garażu, przeznaczonym
tylko dla uczniów szkoły.
Dwaj bracia zabrali nasze walizki i zakupy
dziewczyn, a my bez niczego od razu udałyśmy się do sekretariatu po odbiór
kluczy do pomieszczeń, w których będziemy mieszkać.
Akademia w środku wyglądała zupełnie inaczej, niż
na zewnątrz. Cały budynek był wyremontowany, pełen najnowoczyśniejszych maszyn.
Za ogromnym biurkiem, na którym walały się sterty
papierów, siedziała o różowo-zielono-niebieskich włosach pani Cooper. Nazywamy
ją pingwinem, ponieważ jest nieco pulchna i porusza się jak ten słodki ptaszek.
Przerwała swoją lekturę i spod tych swoich
żółtych okularów spojrzała na nas.
-Witajcie moje drogi dzieci - uśmiechnęła się do
nas pogodnie -Proszę, oto wasze klucze. Breloczki przy nich, otworzą wam
wielkie drzwi wejściowe do waszego piętra, na którym znajdują się pokoje.
Wręczyła każdej z nas kluczyk. Grzecznie
pożegnałyśmy się z sekretarką i wyszłyśmy.
Na piętro pojechałyśmy windą, w której bałam się
czegokolwiek dotykać, aby niczego nie uszkodzić. Nasze pokoje znajdowały się na 6 piętrze, czyli ostatnim.
Swoimi breloczkami odblokowaliśmy wielkie,
błękitne drzwi. Każdy bez słowa zaczął poszukiwać swojego pokoju. Ja nie miałam
większego problemu z znalezieniem swojego. Przekręciłam klucz i powoli
otworzyłam drzwi. Zrobiłam krok i rozejrzałam się dookoła.
Na środku wielkiego pokoju stała kanapa, tuż
przed nią mały stoliczek, a na ścianie wisał telewizror.
Zaraz po lewej stronie stały wielkie półki na
książki, płyty i różne inne rzeczy.
Zorientowałam się, że znajduje się w salonie,
który jest połączony z kuchnią, która była bardzo dobrze wyposażona.
Po prawej stronie telewizora, znajdowały się dwie
pary drzwi.
Jedne, prowadziły do łazienki niewielkich
rozmiarów, która była równie dobrze wyposażonej, jak kuchnia. Ogromne lustro,
prysznic z milionem różnych funkcji, umywalka, toaleta, malutka pralka i kilka
małych szafeczek. Wszysytko w odcieniach bieli i beżu. Wyglądało to bardzo
elegancko.
Natomiast drugie drzwi, prowadziły do małego
pokoiku, w którym znajdowało się jednoosobowe łóżko, szafa na ubrania i biurko
z nowoczesną żółtą lampką i laptopem.
Na prawie każdej ścianie w pokoju i salonie
znajdowały się obrazy i ramki, które miały zostać uzupełnione przeze mnie
własnymi zdjęciami.
Z salonu jeszcze można było wyjść na balkon. Nie
był on jakiś duży, ale widok z niego był niesamowity, ponieważ było widać
Cannox, miasto w którym mieszkaliśmy. Teraz cudownie było je widać. Jestem
przekonana, że nocą będzie wyglądać jeszcze piękniej, oświetlone milionem
latarnii.
Nie usłyszałam, kiedy Edward wszedł, ale właśnie
stał w progu z moją walizką.
-I jak się podoba?- spytał, wchodząc do pokoju i
odstawiając moją torbę obok sofy.
-Nie jest tak źle. Bardzo nowocześnie. -odparłam.
-No tak.
Usiadł, a właściwie rozsiadł się na
kanapie. Jak widać szybko przyzwyczaił sie do nowego otoczenia. Fakt, jest
wampirem, ale to nie zmienia faktu, że mi musi dać czas.
Westchnęłam i usiadłam obok niego,
opierając głowę na jego ramieniu. Mój wzrok i mózg, właśnie przyzwyczajały się
do nowego miejsca, w którym spędzę prawie cały rok. Skoro więc, muszę spędzić
tutaj semestr, to pasowałoby wypakować rzeczy z walizki. Podniosłam się, a
Edward złapał mnie za rękę.
-Gdzie uciekasz?
-Ktoś musi to rozpakować.- przypomniałam
mu, wskazując na leżącą nieopodal torbę.
-Obiecałem, że pomogę, więc ty sobie
siedź, a ja zaraz to rozpakuje- jego entuzjazm i zapał jakoś mi się teraz nie
udzielał -Tylko powiedz mi gdzie. - dodał, otwierając walizkę.
-Po pierwsze - nachyliłam się nad nim
-Powiedziałeś, że służysz pomocą, po drugie, ja z twojej pomocy nie skorzystam,
po trzecie dam sobie sama rade. -po mojej, jakże wyczerpującej wypowiedzi
odsunęłam się od chłopaka, który już szykował się na odparcie ‘’ataku’’.
-I tak nie masz nic do gadania. -z mojej
miny wywnioskował, że raczej mnie to nie przekonało -Zawołam Van.-
zaszantażował mnie -A ona wtedy zrobi z twoimi ciuchami, co będzie chciała i
dobrze wiesz, że jej w tym nie przeszkodzisz. -dodał z chytrym uśmieszkiem.
-No dobra, ale to na serio ostatni raz ma
być. - odparłam, przegrywając tą batalię.
Na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.
Wskazałam mu szafę, do której ma wkładać moje ubrania. Fakt, byłam trochę zła
na siebie i na Edwarda.
Na siebie za to, że po raz kolejny dałam
się namówić, a na niego, że mnie namówił, mimo iż prosiłam go, aby tego więcej
nie robił.
Jak widać nasze kłótnie i moje prośby do
niego nie przemówiły. Tak wiele razy przypominałam mu, że to, iż jestem
człowiekiem nie zwalnia mnie z wykonywania swoich obowiązków. No cóż, obiecują,
że to na prawdę był ostatni raz.
Zbytnio nie interesowało mnie to, jak
układał moje rzeczy i jak sprytnie i szybko to robił.
Poszłam do kuchni obejrzeć zapasy w
lodówce. Nie zawiodłam się, ponieważ lodówka była wypchana wszystkim, co tylko
dusza zapragnie.
Nalałam sobie soku pomarańczowego, mimo
iż skręcało mi kiszki. Jednak jakoś nie potrafiłam niczego więcej przełknąć.
Edwardowi zaproponowałam stos kanapek. Był on wampirem i oczywiście pił krew,
ale zwierzęcą, którą dostarczała Akademia. Chyba mają gdzieś tutaj zoo i
zwierzęta są dostarczane do szkoły, ale wampirom nie wolno wypić całej krwi z
tych biednych stworzeń. Mają do dyspozycji tylko kilka zwierzaków, z których
opróżniają tylko częściowo krew i pozwalają im dalej żyć. Wampiry mogą też jeść
ludzkie jedzenie, które dodaje dużo sił, ale muszą zjeść porcje kilkakrotnie
większe niż dla normalnego człowieka. No i najważniejsze - krew jest o wiele pyszniejsza. Ludzkie
jedzenia nie smakuje tak jak krew, co chyba jest oczywiste.
Chłopak od razu pochłonął swoją porcję,
po czym ekspresowo skończył wykonywaną pracę.
-Byłeś już u reszty w domu?- spytałam.
-Nie.-pokręcił głową- Ale możemy teraz do
nich iść. Chodź.- kiwnął głową w stronę wyjścia.
Przepuścił mnie w drzwiach, co
oczywiście, było u niego normą, chociaż mówiłam mu, że nie musi przy mnie być
takim dżentelmenem. Jak ten, jak zwykle mnie zignorował.
Nasze pokoje, tak jak wspomniałam,
znajdowały się obok siebie. Pokój Emmetta miał numer 70, a Edwarda 71. Pokoje
moich dwóch przyjaciółek znajdowały się po drugiej stronie moich drzwi noszące
numery: 67 i 68, mój pokój nosił numer 69…przypdek? Nie sądzę. Każdy pokój był
taki sam, niczym się nie różnił, więc nie było czego oglądać.
Szybko przejrzałam pokoje wszystkich,
nawet Edwarda i wysłuchałam jakie to maja plany wobec swojego mieszkanka, co
zmienią, co dokupią i różne takie.
Obecnie znajdowałam się u Edwarda, gdzie
przesłuchiwaliśmy jakąś muzykę, którą Edward niedawno zakupił. Po jakiś 15
piosenkach trochę mi się znudziło.
-Idę się przejść po Akademii Nocy,
zobaczyć co tutaj się pozmieniało, wiesz tak rozejrzeć się. - powiedziałam,
stojąc przy wyjściu
-Idę z Tobą. - odparł, podnosząc się z
kanapy.
***
Znajdowałam się w bibliotece, bardzo
dobrze zaopatrzonej i ogromnej.
Stało tam mnóstwo regałów, a na nich
książek. Z pewnością każdy znalazłby tu coś dla siebie.
Było to akurat ostatnie miejsce do
którego dotarłam, ponieważ znajdowało się na samym końcu korytarza. Moje
oględziny tego budynku polegały na szybkim zerknięciu do każdego pomieszczenia.
Co mnie zaciekawiło, to właśnie ta biblioteka. Czytelnia, gdzie znajdowały się
bardzo wygodne fotele, sala do ćwiczeń i chyba nic więcej. No chyba, że nowo
wyremontowana stołówka, na która uczniowie obowiązkowo będą chodzić w przerwie
na lunch między lekcjami jest czymś wartym uwagi. Odkryłam tez małe przejście
na dach, na który z pewnością będę często wchodziła.
-Dobra wracamy?- spytałam -Bo już się
późno robi, a nie zapominaj, że ja potrzebuję snu.
-I tak nie zaśniesz. - stwierdził.
-Skąd takie przypuszczenia? To, że w domu
nie zasypiałam to nie oznacza, że tutaj nie zasnę. Może tutaj lepiej mi się
będzie spało?- zasugerowałam.
Kochałam się z nim tak przekomażać, nie
wiem co w tym było fajnego, ale mi się podobało.
-Oj, no dobra.- zaśmiał się. -Chodź tu do
mnie, moja mała dziewczynko.
-Ej.
Wychodząc z biblioteki spotkaliśmy naszą
nową królową, a dokładnie naszą rówieśniczkę - Emily Collins, która w tym roku objęła rządy, po tym jak jej matka
abdykowała. Jej córeczka wprowadziła do szkoły zmiany i teraz może robić co
chce, a my musimy się podporządkować.
Panna Collins jest ładną, a nawet śliczną
dziewczyną. I jak to na rodzinę królewską przystało, blond włosy, szczupła
talia, cudowna buźka. Czyli wszystko, o czym niektórzy mogą pomarzyć.
Ujrzawszy Edwarda, oczywiście się
rozpromieniła, bo od dosyć dawno temu, uświadomiła sobie, że Edward jest dobrym
kandydatem na męża. Oczywiście ona nie wie, że kasztanowłosy ma dar czytania w
myślach i z tego powodu chłopak czasami naprawdę nie może wytrzymać ze śmiechu.
Teraz zauważyłam, że kąciki jego ust lekko uniosły się w górę.
Gdybyśmy byli od niej młodsi,
musielibyśmy, jak to na poddanych przystało, kłaniać jej się w pas i takie tam.
Jednak Emily wprowadziła nową zasadę i jako jej rówieśnicy możemy witać się z
nią, tak jak z każdym innym.
Przeszliśmy obok niej. Na mój widok nieco
jej mina zrzedła. Zawsze była zazdrosna, gdy Edward był przy mnie albo przy Van
lub Claire, a nie przy niej.
Znowu jechaliśmy tą straszną windą i znów
musieliśmy przykładać te głupie breloczki. Podchodząc do moich drzwi
zauważyliśmy, że już nigdzie się nie świeci światło. Nie wiem gdzie był Emmett,
ale skoro i tak nie śpi, to przecież mu światło niepotrzebne.
-Dobranoc. - powiedziałam, opierając się
o drzwi do swojego pokoju.
-Śpij dobrze, mała. - odparł i poszedł do
siebie
Przekręciłam kluczyk w drzwiach i weszłam
do mojego małego królestwa.
Obudziłam się w pełni wypoczęta, wstałam
z łóżka, lekko się chwiejąc i dopiero gdy odzyskałam równowagę, zorientowałam
się, że nie jestem w pokoju sama. Na krześle przy biurku siedział młody bóg,
nieziemsko przystojny wampir.
-A co ty tu robisz? - zapytałam, po czym
ziewnęłam
-Ja?- jego ton wskazywał jakbym to ja
zadała nieodpowiednie pytanie. Tak, bo przecież to ja wtarabaniłam się mu do
pokoju bez pytania. -Ja tutaj sobie siedzę, bo mi się nudziło w nocy. Jakoś nic
ciekawego się jeszcze nie działo oprócz tego, że przybywali spóźnieni
uczniowie, których przywozili rodzice, a ty byłaś akurat bardzo ciekawym
obiektem obserwacji. Chyba miałaś koszmary.
-Nie wiem. - odpowiedziałam zgodnie z
prawdą -Nie pamiętam co mi się śniło, może gdybyś mógł czytać mi w myślach, znałbyś
odpowiedź na to pytanie.
-No to nie moja wina, że z tobą jest coś
nie tak.
No tak. Edward potrafi czytać wszystkim w
myślach oprócz mnie. Są jeszcze w sumie wyjątki, tak jak kilka osób z naszej
paczki, czyli dwoje ludzi. Ze względu na to, że mają dostęp do mojej głowy,
poprzez rozmowy ze mną, mają czasami w głowach, jakby to kasztanowowłosy
nazwał, jakieś ,,zakłócenia".
-Przyniosłem ci jeszcze mundurek, który
równo o godzinie 6 leżał przed drzwiami.
-Dzięki. Też zmienili mundurki? -
zapytałam, poprawiając pierzynę
-No pewnie. Sam też już swój dostałem i
nie jest taki zły. Nie wiem jak twój, bo nie sprawdzałem tylko od razu
zaniosłem go do łazienki
-Dobrze, panie Cullen i jeszcze raz
dziękuje. Zaraz wracam, idę założyć ten nowy strój, a przy okazji się
odświeżyć.
Mundurek składał się z krótkiej
granatowej spódniczki i białej bluzki z krótkim rękawkiem, a do tego marynarka,
również granatowa ,z kieszonką z prawej strony i bordowe logo Akademii Nocy,
czyli kontur sierpa księżyca w trójkącie. W
komplecie znalazły się także czarne buty na niskim obcasie i długie,
czarne zakolanówki.
W sumie mogło być gorzej. Wzięłam szybki
prysznic i ubrałam się w nowy, pachnący mundurek. Przy okazji zauważyłam, że
ktoś, zapewne Van, przyniosła mi mnóstwo dodatków.
Począwszy od bransoletek, aż po kolczyki,
naszyjniki oraz pierścionki.
Wyszłam z łazienki i mojego wampirka nie
było. Chciałam zrobić sobie śniadanie, ale było już zrobione. Posiłek składał
się z miski płatków z mlekiem. Pychota.
Szybko pochłonęłam śniadanie, po czym
zorienotwałam się, że za pięć minut rozpocznie się uroczystość na auli. Biegiem
zabrałam najważniejsze rzeczy i wybiegłam z pokoju, nie zamykając go.
***
Uroczystości z okazji rozpoczęcia roku
szkolnego, odbywały się w ogromnej sali, która była odremontowana, więc kiedy
weszłam do środka, zamiast obskurnego pomieszczenia, moim oczom ukazała się,
wyrwana jak z żurnala, aula.
Ściany były w kolorach brązu i kremu. Na
ścianach wisiało mnóstwo zdjęć i obrazów. Krzesła, jak i parkiet, były w
kolorze machoniowym.
Wzrokiem starałam się odszukać kogoś
znajomego i w końcu natknęłam się na Van, która do kogoś machała. Zapewne do
jakiegoś chłopaka, do którego wczoraj nie zdążyła zajrzeć i się ‘’przywitać’’.
Przecisnęłam się przez tłum i dotarłam do reszty. Po chwili wszyscy na sali
zajęli miejsca i zamilkli.
Na scenę weszła Emily i zaczęła wygłaszać
swoje przemówienie.
-Moi drodzy. - zaczęła -Nowy rok nie
będzie taki sam jak poprzednie. Będzie on wyjątkowy i jedyny w swoim rodzaju,
jako, że ja objęłam rządy, jak widzicie zostało wprowadzonych kilka zmian.
Jednak nie na tym koniec, przed nami jeszcze dużo pracy i poprawek. Mam
nadzieje, że będziecie czuli się dobrze w nowej, wyremontowanej szkole. Kolejny
rok szkolny uważam za otarty!
Po ostatnich słowach wszyscy zaczęli
owacje. Przewróciłam oczami i czekałam, aż skończą to całe przedstawienie.
Następnie powiedzieli nam, że w wolnej chwili mamy się udać po odbiór naszego
planu zajęć i wszyscy zaczęli wychodzić, przeciskając się przez wąskie drzwi.
Na korytarzu stał chłopak, krótko obcięty o czarnych włosach i szerokich
barkach. Poznałam go.
-Chris?- spytałam.
Tak, tak to on, bo się odwrócił.
Podbiegłam do niego i rzuciłam mu się na szyję. Tak dawno się nie widzieliśmy.
-Bells, nie wierzyłem, że kiedyś cię
jeszcze zobaczę.
-Ja też, ale co ty tu robisz? -
zapytałam. Chłopak przyjrzał mi się badawczo, po czym wydukał na jednym wdechu:
-Jestem podróżnikiem w czasie i mam
przerąbane.
Chrisa poznałam kilka lat temu. Przez
przypadek wpadliśmy na siebie w sklepie handlowym. I przez ten przypadek,
zakupiony przeze mnie słonik, upadł i rozpadł się w drobny mak. Chris, chcąc mi
to wynagrodzić, zaprosił mnie na kawę.
Pamiętam, że to było w Mixellanie,
mieście gdzie jest największe centrum handlowe. Jednak, to z czego słynie, to
fakt, że mieszka tam najwięcej prawdziwych ludzi.