Witajcie :3 Wiem, że ostatnio nie dodałam nic od siebie pod opowiadaniami, ale jakoś tak wyszło za co Was bardzo, bardzo przepraszam.
Mam dla Was złą wiadomość ponieważ, muszę zawiesić bloga. Nie wiem jeszcze na jak długo, ponieważ przede mną długi i ciężki rok nauki. Jeśli mi się uda to w tym miesiącu jeszcze dodam kolejny rozdział, ale jeżeli nie to dopiero po nowym roku i to w okolicach maja. Bardzo Was przepraszam za taką sytuacje, ale niestety nauka wzywa.Więc proszę Was o wyrozumiałość i mam nadzieję, że wytrzymacie jakoś te kilka miesięcy :) Do napisania :3
Wieczność~to~dopiero~początek
czwartek, 11 września 2014
poniedziałek, 1 września 2014
Rozdział VII
Tego to się nie spodziewałam. W sumie to, że od
niego odbiegłam i później mówiłam, że to moja wina było bardzo dziwne.
-Nie wiedziałam.
-Nie?- uniósł brew.- Przecież odeszłaś ode mnie i
pobiegłaś w stronę nauczycielki- mówił coraz bardziej oburzony.- A potem
jeszcze mówiłaś, że to twoja wina. Bells, przecież widziałem i słyszałem.
Przekręciłam się na sofie, chcąc uzyskać więcej
czasu na wymyślenie jakiegoś dobrego powodu, ale nawet to mi nic nie dało.
-Przeczułam to. Widziałam już wcześniej, jak
odpadają kawałki ściany.
Popatrzył na mnie i najwyraźniej nie był
usatysfakcjonowany moją odpowiedzią.
Sama nie wiem czemu nie chciałam mu nic
powiedzieć. Być może dlatego, że nie uwierzyłby mi, skoro ja sama w to nie
wierzę. Przecież to wydaje się zupełnie niemożliwe, żebym mogła w snach widzieć
przyszłość, ale w tym świecie niemożliwe staje się możliwe.
-I akurat wiedziałaś, że spadnie na nią!?
-Nie ciągnijmy już tego tematu.- chciałam jakoś
zmienić temat- Nie powinieneś się już szykować?
-Szykować na co?
-Na kolacje z królową.- odparłam.
-Nigdzie nie idę, przecież będzie miała teraz
dużo na głowie przez tą śmierć.
Trochę mnie to zabolało. Nie idzie, bo ona będzie
miała dużo na głowie. Jaka ja byłam głupia każąc mu się z nią zaprzyjaźnić.
Gdybym wiedziała, że tak to się skończy, a nie inaczej to nawet bym mu tego nie
proponowała. Mogę to jeszcze przerwać, tylko musiałabym się dowiedzieć czy jest
tak, że są tylko przyjaciółmi i to jeszcze z jego strony zbyt małe angażowanie
w to, czy czuje do niej coś więcej i tak na serio.
-No tak, racja. Jak tam w ogóle u was?
-U nas? Masz na myśli, że niby co? Że ja i ona
razem? – Pokiwałam głową -Proszę cię, mówiłem ci, że to tylko udawanie- kamień
spadł mi z serca- Nic do niej nie czuję i nigdy nie będę czuł.
-Skąd ta pewność, panie Cullen?- spytałam.
-Po prostu wiem.- odparował- widzę, że już ci się
humor poprawia.
-No pewnie. W sumie możemy opracować plan jak
zabrać ten mój złoty topaz.
Podniosłam swoje cztery litery i poszłam zrobić
herbatę, a Edward zaczął przesuwać meble, aby zrobi miejsce na środku salonu.
Zaproponowałam mu, że dziewczyny mogłyby się o wszystkim dowiedzieć.
Dziewczyny przyszły razem z Emmettem. Usiedliśmy
wszyscy na dywanie w salonie i każdy dostał po kubku gorącej herbaty.
-No, więc mówcie o co chodzi.- ponaglił nas
misiek.
-Jak niektórzy już wiedzą albo nie wiedzą- zaczął Edward- musimy zdobyć, kamień, który
Bella odziedziczyła po swojej mamie. I
musimy właśnie wymyślić jak to zrobić.
- Zacznijmy może od tego, że musimy się
dowiedzieć gdzie znajduje się kamień, bo jak na razie nie mamy przecież
pojęcia.- Vanessa zawsze pełna temperamentu.
-Zajmę się tym i dowiem, gdzie jest kamień.-
zaproponowałam.- Ale to nam nie wystarczy, że go zabierzemy. Tu pojawia się
problem, bo musimy zniknąć z Akademii. Oczywiście, kto chce może się do mnie
przyłączyć.
Chciałam im dać jasno do zrozumienia, że jak nie
chcą to nie muszą. Zrozumiałabym to i o nic nie pytała.
-Ja się dołączam do ciebie.- zdecydowała Van
Z ust reszty moich przyjaciół usłyszałam to samo.
Z jednej strony się cieszyłam, że nie będę sama z drugiej natomiast nie
chciałam, aby narażali się na mnie. Ale skoro podjęli decyzję, to trzeba zacząć
działać.
-Van i Claire mam do was ogromną prośbę. Bo
przecież, nie wyjdziemy sobie w jakiś ubraniach z naszych szaf. Zrobiłybyście
dla nas wszystkich jakieś przebrania? Coś czarnego najlepiej.- poprosiłam
dziewczyny.
-I jak dla was to coś obcisłego- Emmett na słowo
,,was’’ wskazał nas trzy.
-Nie zapomnijcie, że broń mamy mieć pod ręką.-
Edward miał na myśli to, żeby zrobiły jakieś specjalne kieszonki lub coś w tym
rodzaju.
-Broń?- spytał misiek.
-Tak broń i ty ją załatwisz.- odparował drugi
wampir.
Emmett już chciał się jakoś odszczeknąć, ale nie
miał jak, więc wyszedł z opuszczona głową przeklinając pod nosem.
Dziewczyny wyszły zaraz za nim chichocząc i
omawiając plany naszych ubrań.
-Co ja mam robić?- spytałam, gdy zostaliśmy sami.
-Przypilnować, aby wszystko było gotowe i
idealnie wykonane oraz, jak sama powiedziałaś, ukraść to co najważniejsze, ja
zajmę się całą ucieczką. –uniosłam jedną brew-
Będziemy musieli wymknąć się przez zachodnią bramę, tyle na razie wiem.
Jutro wszystko dokładnie opracuję, bo muszę znać całą Akademię.
-Mogłabym wiedzieć tylko kiedy my to zrobimy?-
zapytałam.
-Ojc…hmm…. Proponuję ten piątek, w czasie, albo
tuż po tym całym balu.- zaproponował.
-Przekażę dziewczyną.
Wyszłam z pokoju zostawiając Edwarda z głową
pełną pomysłów. W sumie, to planowanie pomogło mi się podnieść po dzisiejszym
wydarzeniu z panią Lipton. Szczerze, to nawet o nim zapomniałam. Powiadomiłam
dziewczyny o dacie naszego wymknięcia się ze szkoły i żeby lepiej pośpieszyły
się z tymi ciuchami.
-Jutro będą wszystkie gotowe. Już mamy szkice.-
powiadomiła mnie Van machając kartkami.
-I materiały.- Claire podniosła z łóżka kilka
tkanin.
Nie pytajcie skąd mają materiały, bo u nich
zawsze tego jest na zapas. Jak jeszcze mieszkaliśmy w Cannox to zawsze u siebie
w domu miały jakieś materiały, bo gdy miały depresje zajmowały się czymś i
szyły ubrania. Dzięki nim moja garderoba zaopatrzyła się w kilka sukienek.
-Teraz tylko to wszystko połączyć i gotowe.-
podsumowała zmiennokształtna.
Wyszłam od nich śmiejąc się z ich entuzjazmu. Miło
było popatrzeć jak ze sobą współgrają.
Chciałam jeszcze przekazać Emmettowi nowinkę, ale
nie było go u siebie w pokoju, a nie miałam zamiaru za nim latać po całej
Akademii Nocy i go szukać. Przeszłam się za to na główny hol posłuchać co jest
tematem plotek ostatnich dni. O dziwo nic się nie działo może po za tym, że jak
zwykle ktoś się z kimś przespał.
Wróciłam do pokoju, a w nim wszystkie meble
wróciły na swoje miejsce. Miałam jechać do sklepu aby dokupić nowe meble, ale
najwyraźniej nie przydadzą mi się. Właśnie, a propos sklepów to moglibyśmy
jechać zrobić jakieś zakupy na naszą wyprawę.
Edward leżał na kanapie intensywnie o czymś
rozmyślając.
-Hej, kotku.- przywitałam go.
-Dobra, dobra co chcesz, do rzeczy.- wiedział, że
jak do niego tak się zwracam to coś zawsze chce.
-Jedź ze mną do sklepu.
-A tobie co się stało?- spytał ożywiony- Panna
Swan dobrowolnie chce jechać do sklepu.- spojrzałam na niego dając mu znak,
żeby skończył swoją pogadankę.- Po co chcesz jechać?- zapytał podejrzliwie.
-Moglibyśmy coś kupić na naszą ucieczkę.
-Nie wiem co ty chcesz kupować, ale okey możemy
jechać.
Podniósł się z sofy.
-Idę się przebrać i możemy jechać.- rzucił
odchodząc.
Mruknęłam do niego podziękowania mając nadzieję,
że usłyszał. Szybko zabrałam się za pakowanie najważniejszych rzeczy czyli
dokumentów, pieniędzy, telefonu i takich tam dupereli.
***
Obeszliśmy już kilka sklepów i kupiliśmy dla
każdej osoby wyruszającej z nami po plecaku, odpowiednich butach, suchym
prowiancie. Oczywiście kłóciłam się z Edwardem kto ma zapłacić i jak zwykle tą
wojnę przegrałam. Z zakupami wracaliśmy już do Akademii.
-Więcej z tobą nigdzie nie pojadę.- powiedziałam.
-A to niby czemu?- Udawał głupiego czy serio tak
zgłupiał przy tej całej królowej?
-Nie mam zamiaru pozwalać ci wydawać na mnie
pieniędzy.
-Chyba mogę zakupić coś swojej dziewczynie.-
odparował.
Mieliśmy taką jedną historię podczas naszych
zakupów. Jakaś kobieta myślała, że jesteśmy parą i prawiła nam jakieś kazanie o
tym żebyśmy wszystko sobie przemyśleli i to czy na pewno chcemy być razem.
Oczywiście jak najszybciej odeszliśmy od niej.
-Mówię serio.- ostrzegłam go- Rozumiem, że chcesz
mi coś kupić, ale do cholery jasnej to nie musi być za każdym razem kiedy
jedziemy i to nie muszą być całe zakupy, zrozumiałabym jeszcze gdyby to
kosztowało grosze, ale to kurczę jednak coś kosztuje, tak?
-Dobra, nie ważne, następnym razem ty będziesz
płacić.
-Tak, jasne, ja. Znowu ty zapłacisz, po za tym
nie tylko za mnie płaciłeś za resztę też, to był mój pomysł z zakupami i nie
powinieneś się dokładać.
-Bells, zrozum, że ja niezręcznie się czuję jak
obok mnie jest kobieta i to ona płaci, a ja mam stać jak ten słup soli. Jeszcze
po jakieś części płaci za mnie.
-A ja jak niby się czuję?
-Ale ty jesteś kobietą, a ja mężczyzną. To ja
powinienem ci coś fundować, a nie ty mi.
-Oddam ci pieniądze jak zajedziemy.- odparowałam,
nie chciałam już dłużej ciągnąć tej konwersacji.
-Nic mi nie będziesz oddawać.- zaprzeczył
stanowczym i chłodnym tonem.
W sumie to mogę teraz mu oddać, wyjęłam portfel i
odliczyłam odpowiednią sumę po czym wyciągnęłam rękę z pieniędzmi w stronę
Edwarda.
-Proszę bardzo, oddaję teraz.
Spojrzał na moją rękę i westchnął.
-Nie zaczynaj i schowaj te pieniądze.- nie
ruszyłam się- Obiecuję, że następnym razem ty zapłacisz.
-Tyle rzeczy mi już obiecywałeś, że już nie dam
się nabrać.
-No i co ja mam z tobą zrobić, mała?- zapytał
uderzając głową o kierownice.
Osobiście mój wzrost mi odpowiadał.
-Ej, nie jestem mała tylko niska jak już, mała to
jest twoja pa….- urwałam zdając sobie sprawę z tego co powiedziałam, a
właściwie co chciałam powiedzieć.
Edward podniósł głowę i spojrzał na
mnie.
-Ja nie wiem skąd ty takie rzeczy wiesz- zaczął
się śmiać- nie przypominam sobie, abym w jakikolwiek sposób podał ci takie
informacje.
-Przepraszam- zaczęłam śmiać się z swojej
głupoty- Chciałam się tylko jakoś
odszczeknąć.
-No tak, tak.- zaśmiał się.- Kto wie może jeszcze
będziesz miała okazję to sprawdzić.- mruknął pod nosem.
Udałam, ze tego nie słyszałam. Chcąc zmienić
temat zorientowałam się, że nadal trzymam pieniądze. Mogłabym mu oddać je
prosto do portfela gdyby nie miał go w kieszeni.
-Weźmiesz te pieniądze czy sama mam ci je włożyć
do portfela, kieszeni lub gdziekolwiek indziej?
-Nie krępuj się wkładaj.- Zrobił cwany uśmieszek.
Mam się nie krępować, sam tego chciał. Włożyłam
pieniądze do jego kieszeni, co prawda miałam trochę z tym problem, ale jakoś
się z tym uwinęłam. Nie wyjął ich , bo za każdym razem gdy ściągał ręce z
kierownicy, zaczęłam się na niego drzeć,
że się boję i mało mnie to obchodzi, że on i tak ma nad wszystkim kontrolę.
Gdy
dojechaliśmy zabrałam wszystkie zakupy, a Edwarda spławiłam mówiąc mu, aby
poszedł zobaczyć czy ktoś jest w ogrodzie, bo jeżeli nikogo nie ma to
moglibyśmy się tam przejść. Odstawiłam zakupy i założyłam szpilki w których mam
się uczyć chodzić.
***
Widok ogrodu był niesamowity. Zieleń, która tutaj
dominowała zapierała dech w piersiach. Wszystko było równiutko przystrzyżone i
bardzo zadbane. Różnobarwne kwiaty idealnie się wpasowywały do klimatu tego
ogrodu. Co prawda słońce już zachodziło, ale oświetlenie było tak dopasowane,
aby wszystko było przytulne. Na środku ogrodu stała wielka, fontanna, którą
zapewne musieli też w tym roku odnowić.
-Chciałabym abyśmy byli w Cannox i tak jak kiedyś
szli sobie przez park.- powiedziałam, wspominając czas kiedy przebywaliśmy w
rodzinnej miejscowości.
-Gdybym mógł też bym tam wrócił.- odparł.
Szliśmy w milczeniu obok siebie wspominając czego
nam tutaj brakuje i co mogliby zmienić.
Niespodziewanie Edward nagle kucnął i pociągnął
mnie za sobą za rękę, chcąc ukryć się za jakąś rośliną.
-Schowaj się.- powiedział szeptem.
Wszystko byłoby świetnie gdyby nie to, że
potknęłam się o swoje buty, dokładnie o te nieszczęsne szpilki. Poleciałam na
wampira i obydwoje upadliśmy i tak wyszło, że leżałam na Edwardzie, a nasze
usta dzieliło kilka centymetrów. Moje serce diametralnie przyśpieszyło tempa.
Na twarzy Edwarda pojawił się szeroki uśmiech, a ja gapiłam się, to na jego
usta, to na jego oczy. W końcu się ogarnęłam i zaczęłam podnosić, ale mnie
powstrzymał przypominając mi o tym, że przecież się przed czymś lub przed kimś
ukrywamy. Leżeliśmy tak przez chwilę w ciszy, aż w końcu dostałam pozwolenie na
podniesienie się.
-Co się stało, że musieliśmy się ukrywać?- spytałam, nie ukrywam, że bardzo mnie to
ciekawiło.
-Emily tutaj szła, a wokół niej pełno Strażników.
No tak, panna musi mieć obstawę.
-Ehh… mogłeś poczekać, wiesz jaka byłaby wkurzona
widząc nas razem.- kurczę, żeby taką okazję przepuścić, muszę się bardziej rozglądać
następnym razem – Ale bym miała satysfakcję, że ją wkurzyłam.
-Czy naprawdę nigdy nie zrozumiem czemu się tak
nienawidzicie?- mówiąc to na twarzy miał szeroki uśmiech, a po skończeniu
wypowiedzi to już się śmiał.
Oczywiście, że mu powiem, ale wtedy kiedy tylko
będę mogła, bo tutaj chodzi o niego i on o tym wie, ale nie wie o co nam
dokładnie chodzi. Tutaj chodzi o to, że ja chcę mieć mojego wampirka przy
sobie, a ona chce mi go zabrać. A dlaczego ja chce mieć go przy sobie? Ponieważ
jakimś dziwnym trafem ktoś wyjął cząstkę mojego mózgu odpowiedzialną za
znalezienie swojej miłości życia i wstawił tam Edwarda Cullena. Na pewno kiedyś
się dowie, albo od niej, albo ode mnie, gdy już znajdę sobie partnera
życiowego.
-Tak to już z nami jest.- odpowiedziałam, bez
większych wyjaśnień.
-Wracamy?- pokiwałam głową- Tylko ściągnij te
buty, bo znowu się potkniesz.- mruknął.
Ściągnęłam buty, nie chciałam znowu zaliczyć
gleby na wampirze.
Całą
drogę do mieszkań przeszliśmy w ciszy. Edward swoim breloczkiem otworzył nam
wielkie drzwi. Stanęłam przed pokojem i próbowałam z małej czarnej torebeczki,
którą zabrałam ze sobą do ogrodu wyciągnąć swoje kluczę, ale miałam w niej taki
bajzel, że nie mogłam ich znaleźć. Wkurzona odwróciłam torebkę, z której
zaczęło wszystko wypadać uderzając z hukiem o podłogę.
-Co ty wyprawiasz?- zapytał Edward, otwierając
własne drzwi.
-Próbuję znaleźć klucze- mruknęłam.
-Wyrzucając wszystko z torebki?-
spytał rozbawiony.
O podłogę uderzyło pudełeczko z
tabletkami przeciwbólowymi i oczywiście pan wampirem je zauważył.
Zamknęłam oczy i wzięłam kilka
głębokich wdechów i przestałam wyrzucać zawartość torebki
Podszedł i sięgnął po pudełeczko z
połogi czytając nazwę leku.
-Obiecałaś.- powiedział chłodnym
głosem i jak na razie jeszcze opanowanym.
-I nie złamałam danej obietnicy.-
odparowałam.
Nie tak dawno temu miałam słabość to
tych tabletek i brałam o wiele większą dawkę dzienną niż powinnam. Uzależniłam
się od nich, a potem przez przypadek Edward się o tym dowiedział, a ze względu
na to, że on nie tolerował uzależnień dostałam poważny ochrzan.
-To po co Ci to? Miałaś to wyrzucić.
-Trzymam tak na wszelki wypadek.-
palnęłam.
-Mhm- schował pudełeczko do kieszeni
spodni- Wyrzucę je za ciebie, już Ci nie będzie potrzebne na wszelki wypadek.-
ostatnie trzy słowa wyraźnie podkreślił w swojej wypowiedzi.
Ponownie zawartość torebki lądowała
na podłodze. W pewnym momencie wypadł jakiś scyzoryk, który na pewno nie był
mój. Podniosłam go i otworzyłam i bez zastanowienia od razu go wyrzuciłam, a
rękami zakryłam sobie usta, aby nie zacząć krzyczeć.
Edward zobaczył moje zachowanie, a
następnie powiódł wzrokiem za rzuconą przeze mnie rzeczą.
Ostrze scyzoryka było całe we krwi.
Przełknęłam głośno ślinę i opuściłam ręce.
Edward od razu się domyślił co się
stało i dlaczego tak zareagowałam.
piątek, 25 lipca 2014
Rozdział VI
Na ustach Vanessy pojawił się uśmiech, odkąd
pamiętam zawsze chciała zostać jedną z tych istotek, nie miało znaczenia kim
dokładnie będzie, ważne, że będzie inna.
To nas właśnie wszystkie trzy różniło, Claire
nienawidziła tego świata, a tym bardziej tego, że musi do niego należeć w
jakiekolwiek postaci, Vanessie wręcz przeciwnie, zawsze chciała być inną osobą,
a nie tylko Nadelą, natomiast mi to było obojętne, przynajmniej jak na razie.
Teraz chyba bardziej podzielam zdanie panny Stark, bo zostałam sama w świecie
Nadeli.
Doktor wyszedł zostawiając nas same.
-Ale zajebiście, jestem zmiennokształtną.
Jej radość na twarzy mimo gorączki, jest
niemożliwa. Zaczęłam się cieszyć razem z nią.
-Nie wiem, czy tak zajebiście- skomentowała chłodno
Claire.
-Ej, co jest?
Vanessa oczywiście nie rozumiała jak ludzie mogą
się nie cieszyć z tego z czego ona się cieszy.
-Nie każdy chce być kimś takim jak ty, albo ja.
Wstała i wyszła z pokoju bez słowa. Razem z
zmiennokształtną wymieniłyśmy spojrzenia. Nie było sensu jej gonić.
Zajęłam się czytaniem książki, zmiennokształtna
postanowiła się zdrzemnąć.
Do pokoju wpadł Edward.
-Szukałem cię po całej Akademii, a ty tu się
ukrywasz.
-Ciii...Będziemy mieli zmiennokształtną.
Podeszłam do niego.
-Stało się coś, że mnie szukasz?
-Musisz odzyskać kamień.-poinformował.
-Przecież mi się nie uda.- odparłam.
To było wykluczone. O dziwo nie zadałam podstawowego pytania: dlaczego? albo po co?
-To nie jest zwykły kamień, ta ciecz co się w nim
znajduje….- urwał dobierając właściwe słowa- nawet sobie nie zdajesz jaka jest
cenna. Za wszelką cenę musimy ją odzyskać.
-Niby jak mamy to zrobić?- zadałam tak oczywiste
pytanie.
-Nie wiem, ale muszę już iść, zbyt długo cię
szukałem, będę u Emily, gdybyś mnie szukała.
Wybiegł z pokoju zostawiając, mnie z myślami i
niewiadomymi pytaniami.
Skoro jest z Emily to musiał się od niego tego
dowiedzieć, co oznaczało, że to jest sprawa mega poważna.
-Co się stało?- przedłużyła swoją wypowiedź
ziewnięciem.
-Przepraszam, nie chcieliśmy cię obudzić. Nic się
nie stało, po prostu muszę zabrać kamień, który mają strażnicy, tylko nie wiem
jak mam to zrobić i po co.
-Zawsze służę pomocą.
-Dzięki Van, ale to nie wystarczy.
Odwróciłyśmy się gdy ktoś nagle zapukał do drzwi.
Van poszła jej otworzyć.
-Witam, mam tutaj list od królowej Emily Collins,
oczywiście musicie zaakceptować jej wybór.
Podał mojej przyjaciółce kopertę.
-A Ty z którego pokoju jesteś?
-69- odpowiedziałam
Poszukał w swojej torbie odpowiedniego numeru i
wręczył mi kremową kopertę, na której na samym środku było logo naszej
Akademii, a u góry numer pokoju oraz moje imię i nazwisko.
Czym prędzej ją odpieczętowałam i wczytałam się w
tekst.
-Chyba ją posrało.- Van zdążyła już przeczytać.
Kilka sekund później dowiedziałam się co się
stało. Emily właśnie nas poinformowała, że w ten piątek odbędzie się ten
porąbany bal i w tym dniu jesteśmy zwolnione od nauki.
Oczywiście miałam takie samo zdanie o tym co moja
przyjaciółka.
Teraz do pokoju wpadła Claire. Może ktoś jeszcze
chce nas odwiedzić?
-Czy ona sobie żartuje? Ja nie wytrzymam tutaj,
minął dopiero tydzień, a tu już takie zmiany.- czasami się boję, kiedy jest
oburzona. Zwykle wtedy robi głupie rzeczy, ale dzisiaj jest jak na razie
opanowana.
-I tak nic nie zrobisz.- zauważyła Van.
Do głowy przyszedł mi jeden pomysł, można by było
poprosić Edwarda, żeby z nią pogadał. Chyba, że to był po części jego pomysł.
Kurcze muszę się z nim spotkać jak najszybciej, a przecież nie pójdę do Emily,
ale mogę zadzwonić.
Wyjęłam telefon z kieszeni i szybko wybrałam
odpowiedni numer. Po kilku sygnałach odebrał.
-Halo?- usłyszałam w słuchawce.
-Musimy się jak najszybciej spotkać. Musimy
porozmawiać.
-Nie mogę.- odparł i w słuchawce nastała cisza.
Żadnych wyjaśnień, dlaczego, ani nic. CISZA.
-Baw się dalej.
Rozłączyłam się, lekko się trzęsąc. Wkurzył mnie
i to porządnie. Nie ma nawet pięciu minut żeby ze mną pogadać. Miałam kilka
pytań do niego, bez których nie mogę nic zrobić.
-Jestem trochę zmęczona. Pójdę do siebie.
Poinformowałam dziewczyny i wyszłam. Jak mam
cierpieć to tylko w samotności.
Położyłam się na łóżko w mojej sypialni i od razu
zasnęłam.
Następnego ranka, nie byłam, zbytnio wyspana,
udałam się do łazienki. O mało nie zaczęłam krzyczeć, kiedy w lustrze
zobazczyłam swoje odbicie. Na mojej głowie było siano, próbowałam je rozczesać,
ale marnie mi to wychodziło, ponieważ przypomniało mi się wtedy co mi się
śniło.
Mianowicie, nasza trenerka od tańca postanowiła,
że zrobi lekcję na boisku. Pod koniec lekcji Pani Lipton kazała nam powtórzyć
cały układ który do tej pory się nauczyliśmy. I wszystko było dobrze, dopóki
nie zauważyłam, że remontują jedną zewnętrzną ścianę Akademii. Zobaczyłam
spadający kawałek ściany, a że tuż obok budynku znajdowała się nasza
nauczycielka ewidentnie było widać, że to na nią spadnie. Wyrwałam się z ramion
Edwarda z którym tańczyłam i pobiegłam w stronę naszej trenerki, chcąc jej
pomóc, ale było już za późno. Spadający kawałek ściany uderzył w nią, a ona,
upadła i wtedy się obudziłam.
Nie
chciałam zbytno lekcji, która miała nastąpic, bo miała być ona z Edwardem.
Weszłam do klasy starając się nie zwracac na siebie większej uwagi. Zajęłam
swoje miejsce w ławce i zdziwiłam się, że nie ma jeszcze Edwarda. Rozpakowałam
swoje rzeczy, gdy wtem zadzwonił dzwonek, a równo z nim do klasy wszedł Edward,
za nim jeszcze kilka uczniów. Usiadł obok mnie.
-Naprawdę nie mogłem wczoraj przyjść- patrzyłam
przed siebie, więc nie widziałam jego wyrazu twarzy.
-Chciałam tylko zasrane pięć minut.- odparowałam.
-Naprawdę przepraszam.- milczałam- O co chciałaś
zapytać?
-To nie jest odpowiednie miejsce.
-Rozumiem. Przyjdę zaraz po lekcjach.
Kiwnęłam głową. Zaraz potem weszła nauczycielka i
rozpoczęła swoją nudną lekcję.
Podczas lunchu zebraliśmy się, jak zwykle,
wszyscy razem.
- Musze się wam pochwalić, że już jestem zmiennokształtną.-
poinformowała nas Vanessa, pełna entuzjazmu.
-Gratulacje!-odparował Emmett.
-To w kogo się zmieniasz?- zapytałam.
-W białego tygrysa. Trudno w to uwierzyć,
prawda?- odparła bardzo dumna.
-Nie, nie trudno.- skomentowałam.
Zachichotaliśmy.
-Obczaiłam też, że inni zmieniają się w wilka, w
pumę, albo tak jak ja, w tygrysa.
-Zacznę polować na tygrysy- skomentował Emmet
-Zacznę polować na tygrysy- skomentował Emmet
W naszą stronę zmierzała królowa, a mi mina
zrzedła. Podeszła do Edwarda i usiadła mu na kolanach, udawając, że nas nie
widzi.
-To co widzimy się dzisiaj u mnie na kolacji?-
spytała.
Ich twarze znajdowały się kilka centymetrów od
siebie, wszyscy przy naszym stoliku się na nich gapili.
-Jasne.- odpowiedział z wielkim uśmiechem na
twarzy.
-To do zobaczenia.- powiedziała i pocałowała go w
policzek.
Podniosła się, przy okazji wbijając we mnie swój
wzrok i robiąc minę, jakby wygrała w czymś, mimo iż ja nie brałam udziału w
żadnej grze. I jakbym to ja miała jej zazdrościć tego, że z nią spędzi ten
wieczór, a nie ze mną oraz, że to ona siedziała mu na kolanach.
Odeszła, a wszyscy od razu powrócili do rozmowy.
Spojrzałam na Edwarda, a ten spuścił wzrok i zaczął przyglądać się jedzeniu. Czeka mnie kolejna,
samotna noc.
Po lunchu, tak jak śniło mi się kilka dni temu,
ukarani uczniowie musieli zmywać naczynia.
Po kilku lekcjach, na których nic ciekawego się
nie działo nadszedł czas na lekcję jakże wspaniałego tańca.
-Jak na razie idzie wam dobrze. - tylko dobrze?
-Jutro nauczycie się ostatniego kroku oraz wszystkie wejścia na Salę
Bankietową. Dzisiaj, dziewczynki pochodźcie w szpilkach, bo niektóre niezbyt
umieją chodzić w butach na wysokim obcasie. Teraz powtórzcie sobie jeszcze raz
wszystkie kroki w pokojach, w sumie też możecie sobie poćwiczyć.
Podeszłam do Edwarda i zaczęliśmy ćwiczyć wszystkie
kroki, które nam najsłabiej wychodzą, czyli obroty.
W pół obrocie zauważyłam jak remontują ścianę
naszej Akademii. Na początku nie skojarzyłam czemu wydawało mi się, że znam ten
fragment ze swojego życia.
Oderwałam się od Edwarda, zauważając jego zdziwioną
minę i pognałam w stronę nauczycielki. Nie chciałam jej wołać, ponieważ wtedy
by się zatrzymała. Jednak nie zdążyłam. Kawałek ściany uderzył w jej głowę, a
ja stanęłam jak wryta. Nie mogłam dalej biec, otworzyłam buzię chcąc wydać
jakiś krzyk, ale z mojego gardła żaden dźwięk się nie wydobył. Otrząsnęłam się
i pobiegłam do nauczycielki, która leżała na podłodze, a wokół jej głowy było
pełno krwi.
-Proszę pani!- poklepałam ją po policzku.
Uczniowie dobiegli już do nas i się gapili
zamiast pomóc.
-Biegnijcie po lekarza. -nikt nie zareagował
-Szybko!- wydarłam się i wtedy ktoś ruszył swoje cztery litery.
Próbowałam za ten czas nawiązać jakiś kontakt z
nauczycielką. Chciałam ją reanimować, ale z tych nerwów zapomniałam jak to się
robi. Wszyscy się patrzyli i nawet
palcem nie kiwnęli tylko szeptali między sobą.
Na szczęście już po chwili przybiegł lekarz.
Pewnie zastanawiał się kto jest bardziej poszkodowany. Ja czy pani Lipton?
Zapewne wyglądałam strasznie. Podszedł do nauczycielki i przystawił jej palce do
szyji sprawdzając tętno. Spojrzał na mnie ze współczującą miną po czym orzekł.
-Przykro mi, pani Lipton nie żyję.
Zaczęłam się trząść i panikować, lekarz próbował
mnie podnieść, a ja, nie mając siły nawet stawiać oporu, poddałam się. Pomógł
mu Edward, który zaraz potem mnie objął i zaczął uspokajać.
-Mogłam...coś zrobić...to moja
wina…gdybym...wiedziała.
-Ciii…
-Przepraszam, mogę poprosić cię na chwilkę?-
zwrócił się do Edwarda lekarz.
Wampir podszedł do mężczyzny, a do mnie podeszły
dziewczyny i zaprowadziły do pokoju, nie wiem co lekarz chciał od Edwarda, ale
widziałam jak podaje mu jakąś butelkę z lekarstwami.
Czułam się winna śmierci mojej nauczycielki.
Naprawdę nie wiem dlaczego tak czułam. Może dlatego, że mogłam coś zrobić,
mogłam wcześniej się ogarnąć i sobie wszystko przypomnieć, może wtedy jeszcze
by żyła. A po za tym jak to możliwe, że nie żyje, przecież mogła mieć coś
uszkodzonego, ale żeby od razu tak umierać. Dziewczyny położyły mnie na sofie w
salonie i przykryły kocem.
-Bells, może się prześpisz?- zaproponowała
zmiennokształtna.
-Nie usnę po takim czymś- odparłam.
-Potrzebujesz czegoś? - spytała podróżniczka.
-Zrobiłabyś mi herbaty?
-Jasne.
Poszła wykonać swoje zadanie.
-Zostawię was same. – odrzekła Van.
Wyszła z pokoju tym samym zostawiając mnie z
Claire. Podróżniczka przyniosła mi kubek z parującym płynem.
-Nie boli cię głowa lub coś innego? Przyniosłabym
ci jakieś lekarstwa.
-Nie, dzięki.- upiłam łyk z herbaty.
Do pokoju wszedł Edward oczywiście bez pukania.
Podszedł do mnie i kucnął.
-Daj tą herbatę.- powiedział i zabrał mi ją.
-Co ty robisz?- spytałam.
Wyjął buteleczkę z jakimś lekarstwem. A Claire
posłała mi współczujący uśmiech.
-Claire możesz wyjść?- Zapytał Edward.
Dziewczyna bez słowa wyszła z pokoju. Zobaczyłam
jak Edward przechyla flakonik a z niego wysypuje mu się na dłoń dwie tabletki.
-Co ty wyprawiasz?- Podniosłam się z łóżka i
przytrzymałam jego rękę, a z drugiej wyrwałam flakonik.
Puściłam wampira i próbowałam przeczytać, na co
są te leki, jednak bez większego skutku, ponieważ tam było napisane coś po
łacinie, a ja nie znałam tego języka. Wampir wsypał dwie tabletki i wymieszał
rozpuszczając je w gorącej herbacie.
-To ci pomoże.- odrzekł.
-Ale ja się dobrze czuję. Co to jest w ogóle?-
Uniosłam flakonik.
-Leki przeciwbólowe.
Ręce mi po prostu opadły. Wampir podał mi
herbatę.
-Wypij to.
-Nic nie będę piła.- odparowałam.
Rzuciłam flakonikiem w niego i ruszyłam w stronę
wyjścia. Podbiegł i zagrodził mi drogę.
-Dobra, już ci tego nie dam, ale musisz wrócić i
się położyć. Musimy pogadać.
Racja, jeszcze nie tak dawno temu miałam do niego
kilka pytań. Wróciłam na sofę i ponownie się położyłam pod miękkim, zielonym
kocem.
-Po co mam ukraść ten kamień?
-Bo znalazł się w niewłaściwych rękach, ten
kamień należy do ciebie i to ty powinnaś go mieć.
-Okey… a jak masz zamiar go zabrać?- spytałam
-Nie wiem- wzruszył ramionami- Musimy się jakoś
podkraść i zabrać.
-Ale przecież jak zabierzemy to co z tym zrobimy?
Przecież od razu podejrzenia skierują na nas i znowu przeszukają i znajdą.
-Więc musimy uciec razem z kamieniem.- powiedział
jakby to było oczywiste.
Czyli mamy zniknąć stąd na zawsze. Zniknąć z
Akademii Nocy.
-Jesteś pewny?- spytałam.
-Tak.- odpowiedział bez zawahania
Pokiwałam głową. Muszę coś wymyślić.
-A teraz ja mam jedno pytanie. - powiedział
-Zamieniam się w słuch.
-Skąd wiedziałaś, że pani Lipton coś się stanie?
Subskrybuj:
Posty (Atom)